Jakiś czas temu zamieściłam na naszym instagramie —–> KLIK zdjęcie z warsztatów z neofobii żywieniowej, w których brałam udział. Okazało się, że wśród Was jest całkiem sporo rodziców, których dzieci zmagają się z tym problemem. Ten wpis jest niejako na życzenie kilku osób, które zauważają problemy z jedzeniem u swoich pociech i zastanawiają się, czy to może być neofobia żywieniowa, czy zwykłe wybrzydzanie poszczególnych produktów.
Problem neofobii żywieniowej jest skomplikowany i nie jestem w stanie omówić Wam tego w jednym wpisie. Nie jestem również wyspecjalizowanym terapeutą w tej dziedzinie, ale napiszę Wam, jak to u nas wyglądało/wygląda i gdzie można udać się z dzieckiem na konsultację w tej sprawie.
“Neofobia żywieniowa to długotrwała niechęć do pokarmów o konkretnej strukturze, zapachu lub smaku. Dzieci z neofobią żywieniową mają bardzo ograniczony jadłospis. Nie są w stanie gryźć pokarmów stałych lub zjadać papkowatych. Wstręt do określonego rodzaju jedzenia różni się w przypadku każdego dziecka. Jedzenie (szczególnie nowych nieznanych produktów) to silny stres. Warto przy tym podkreślić, iż nie jest to zwyczajne grymaszenie, które w pewnym okresie rozwoju jest normą i próbą malucha decydowania o sobie samym. Neofobia żywieniowa to złożony problem, który ma różny przebieg w zależności od dziecka“. Informacje te pochodzą ze strony —> KLIK.
U nas wyglądało to tak, że do pierwszego roku życia Maluch jadł tak, jak jego rówieśnicy. Nasza niania dziwiła się nawet, że Maluch tak chętnie jada szpinak czy rybę, bo jej wnuk w tym wieku nie był zainteresowany takimi produktami. Maluch natomiast miał duży apetyt i chętnie konsumował tego typu dania. Rozwieję jednak w tym miejscu Wasze wątpliwości i od razu zaznaczę, że były to dania słoiczkowe. Z różnych względów ten sposób był dla nas lepszy i bardziej praktyczny. Mniej więcej po pierwszych urodzinach wszystko się zmieniło.
Dość długo myślałam, że te problemy z jedzeniem to jakiś normalny okres przejściowy. Szukając informacji na ten temat czytałam, że wiele dzieci po pierwszych urodzinach zaczyna mieć pewne problemy z jedzeniem. U nas był to w zasadzie jednorazowy strzał. Po prostu pstryk i Maluch odrzucił pokarmy, które wcześniej jadł bez problemu. Najpierw zaczęły mu przeszkadzać pokarmy ciepłe i z grudkami. Zaczął preferować pokarmy płynne i gładkie. Głównie z tego powodu mleko modyfikowane długo było u nas podstawowym pokarmem. W ten sposób chciałam uchronić Malucha od niedoborów witaminowych i nam się to udało. Pomimo bardzo wybiórczego jedzenia, Maluch nie zmagał się z anemią i nie miał obniżonej odporności. Do czasu oczywiście, bo potem przedszkole (ale dopiero w zerówce) doprowadziło do obniżenia odporności i częstych infekcji. Udało nam się to jednak w końcu opanować (odpukać!) i masakra infekcyjna się zakończyła.
Neofobia żywieniowa jest kłopotliwa chociażby w przypadku wyjścia do jakiejś restauracji czy jakichkolwiek wyjazdów. Maluch w zasadzie nie zje niczego, co serwuje restauracja. Musimy jeździć i chodzić ze swoim jedzeniem. Np. w McDonaldzie Maluch toleruje jedynie frytki. I to nie wszystkie. Jak dostaje swoją porcję, to każdą z frytek najpierw dokładnie ogląda i jeśli jest zbyt flakowata albo ma nie taką temperaturę, jaką by chciał, to ją odrzuci. Wiem, że są osoby, które krytykują karmienie dzieci fast foodami. Jednak w przypadku dzieci z problemami z jedzeniem nie ma się takich dylematów. I wiem, że Maluch szybciej skusiłby się na nuggetsa z Maca, niż na pastę z cieciorki ;) Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć danie, które Maluch sam sobie wybrał z karty w restauracji. Była to zupa truskawkowa z sorbetem cytrynowym. Zupy oczywiście nie ruszył, ale chociaż pogrzebał przy lodzie ;)
Późno trafiliśmy do specjalisty. Mam świadomość tego, że zbyt późno. Maluch miał wtedy 5 lat. Było to spowodowane tym, że jak wiecie zachorowałam na boreliozę (wpisy na ten temat możecie znaleźć tu —-> KLIK), co skutecznie przykuło mnie do łóżka na prawie 2 lata. Wciąż zresztą liczyłam na to, że Maluch z tego problemu po prostu wyrośnie. Czekałam na dzień, w którym zawoła, że chce zjeść np. zupę jarzynową, albo cheeseburgera. Wtedy mogłabym i pięć razy dziennie mknąć do Maca po bułę z mięchem ;)
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na metodę KREBS, czyli Metodę Terapii Neofobii Żywieniowej Małgorzaty Tchurz. Szczegółowo możecie o tym poczytać tu —-> KLIK. Nas diagnozowała w zakresie neofobii żywieniowej p. Alicja Pilarska. I to właśnie ona prowadzi naszą terapię w tym zakresie. Natomiast pierwszy kontakt z ośrodkiem NeuroMind mieliśmy właśnie z p. Małgosią, twórczynią tej metody. Wszystkie ciocie są tam sympatyczne i pomocne, więc Maluch chodzi tam z uśmiechem na twarzy.
Wcześniej słuchałam tych wszystkich “rad”, że to po prostu niejadek i najlepiej na siłę mu wpychać jedzenie, to w końcu zacznie jeść. Albo jak pójdzie do przedszkola i zobaczy, jak inne dzieci jedzą, to też zacznie itd. Jak się pewnie domyślacie, dzieci jedzące w przedszkolu w żaden sposób nie wpłynęły na stosunek Malucha do jedzenia. Nie zaczął się nagle rzucać łapczywie na kluski z truskawkami, czy inne dania na ciepło. U nas i tak nie jest najgorzej, bo są dzieci, które z uwagi na problemy z jedzeniem musiały przejść na karmienie sondą. A to już ogromny problem, z którego ciężko potem wyjść. Nie mówiąc już o tym, że taka sonda i tak nie rozwiąże problemu.
W przypadku problemów z jedzeniem (głównie produktów, które wymagają gryzienia) należy wykluczyć jakieś problemy ze szczęką. Być może ścisk szczęk jest zbyt słaby lub zbyt silny, a może są jeszcze inne przeszkody, które mogą to powodować lub nasilać. W tej sprawie można się wybrać np. do logopedy lub neurologopedy. Czasem np. skrócone wędzidełko może mieć wpływ na to, jak język dziecka radzi sobie z różnymi pokarmami. Warto o tym pamiętać. Maluch np. ma zalecone ćwiczenia z gryzakiem logopedycznym, aby trenować mięśnie żuchwy.
Często przyczyną neofobii żywieniowej mogą być także inne zaburzenia, np. odruchów głębokich czy ogólnie zaburzenia sensoryki. W takim wypadku należy równolegle eliminować te przeszkody, korzystając z różnych terapii. My mamy ten komfort, że zarówno terapię z neofobii, jak i ćwiczenia logopedyczne czy terapię taktylną mamy w jednym ośrodku. Dzięki temu można ogarnąć problemy Malucha całościowo, co nie ukrywam jest dla nas dużym ułatwieniem.
Każdy rodzic, którego dziecko zmaga się z neofobią żywieniową zmaga się z niezrozumieniem otoczenia. Zwłaszcza jakieś ciotki, babcie mogą doprowadzić do szału swoimi teoriami i radami z czapy. Nie mając pojęcia w czym tkwi problem jeszcze bardziej nasilają lęk i dyskomfort dziecka, porównując, jak pięknie je to czy tamto dziecko, więc dlaczego Ty też nie spróbujesz, zobacz jakie to pyszne. A najlepiej od razu włożyć głowę w talerz, to zacznie szanować jedzenie i koniec z tym wydziwianiem.
Warto obejrzeć ten filmik. Świetnie pokazuje emocje dziecka i bezmyślność niektórych osób, które raczą nas “dobrymi” radami. Za każdym razem mam gulę w gardle, jak to oglądam.
Staram się również wyzbyć pewnego odruchu, kiedy widzę, że Maluch chociażby zerka na jakiś produkt, który jem. W takich momentach niemal z automatu uruchamiało się we mnie pytanie, a może chcesz spróbować? Efekt tego jest jednak odwrotny, bo to, że dziecko patrzy na dany produkt, nie oznacza, że jest gotowe na to, żeby włożyć go sobie do buzi i poznać jego smak. Należy być ostrożnym z tego typu pytaniami, aby nie doprowadzić do tego, że dziecko przestanie czynnie uczestniczyć we wspólnych posiłkach, bo będą mu się kojarzyć z próbą wpakowania mu czegoś do buzi. Czegoś, na co jego buzia i język nie są jeszcze gotowe. Teraz już wiem, że jak Maluch będzie gotowy to sam powie, że chciałby tego spróbować. Przyznaję jednak, że czasem się zapominam, chociaż staram się z tym walczyć.
Droga do wyprowadzenia dziecka z neofobii żywieniowej jest bardzo trudna i żmudna. Nie da się tego przeprowadzić w kilka tygodni. Potrzebne są na to miesiące, a czasem nawet lata. I nie da się tego przyspieszyć. My jesteśmy dopiero na samym początku tej drogi. Maluch oswaja swój wzrok i węch z żółtym serem i szynką. Owszem, zdarzało się, że jadał ser i szynkę, ale nie robił tego ze smakiem. Po prostu przełykał ich części, zwykle skupiony na jakiejś bajce. A to nie na tym na przecież polegać. Dążę do tego, aby polubił jedzenie. Żeby sobie przypomniał, że to może być przyjemne.
Walczymy o to, aby krok po kroku pomóc Maluchowi przełamać lęk i opór przed jedzeniem. Z większością zapachów się już oswoił. A to duży plus, bo nie ucieka z kuchni czy z jadalni, jak nasz obiad wchodzi na stół. Staramy się, aby Maluch siedział z nami przy stole, kiedy my jemy i jadł w tym czasie coś swojego, ale nie zawsze nam się to udaje. Zachęcamy go również, aby aktywnie włączał się w przygotowywanie dla nas posiłków. Chętnie robi nam kanapki, ale np. żółtego sera nie dotknie palcami, pomaga sobie widelcem.
Obecnie naszym głównym celem jest “odczarowanie” sfery jedzenia, tak, aby Maluch nie czuł presji jedzeniowej. Otwarcie rozmawiamy z nim o tym problemie, aby nie czuł się gorszy od innych dzieci. Bo to nie jest tak, że on po prostu grymasi. On często mówi, że chciałby czegoś spróbować, ale ostatecznie się wycofuje. Boi się, że sobie z tym nie poradzi. Że jakiś obcy dla niego pokarm trafi do jego buzi, a on nie będzie wiedział, jak ma się go z tej buzi pozbyć, jeśli nie będzie mu smakować. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że wprowadzanie nowego pokarmu jest dla niego stresem, a w sytuacjach stresowych czasem irracjonalnie się zachowujemy i możemy zapomnieć o tym, że można to po prostu wypluć ;)
Pracujemy również nad tym, aby odwrażliwić okolice buzi. Pomagają nam w tym masaże twarzy najpierw suchymi, potem mokrymi dłońmi i zabawy brudzące na poziomie rąk i twarzy, np. wąsy i broda z pianki do golenia, tworzenie wszelkiego rodzaju mas plastycznych domowej roboty itd. Co do mas plastycznych domowej roboty, to planuję przygotować dla Was osobny wpis. Zobaczycie, jak można małym kosztem zrobić różne rodzaje mas. Nie tylko ciastolinę, ale również np. sztuczny śnieg. Pojawi się także wpis o tym, jak wspierać integrację sensoryczną w domowym zaciszu. Zobaczycie, jak my sobie z tym radzimy, wykonując różne zabawy sensoryczno-ruchowe.
Mi jest łatwiej zrozumieć Malucha, bo sama mam jakieś zaburzenia w tej dziedzinie. O ile lęku przed jedzeniem nie mam, to niechętnie próbuję produktów, których nie znam. Przygotowując jakieś posiłki w kuchni, najczęściej mam na sobie gumowe rękawiczki. Nie cierpię bowiem czuć na palcach np. soku z pomidora, czy innego jedzenia o intensywnym dla mnie zapachu. Jestem zatem w stanie pojąć, jak wielkim dla niego wyzwaniem może być np. dotknięcie palcem gotowanego ryżu.
Obecnie jadłospis Malucha wygląda tak: chleb z dżemem (dżem przecedzony przez gęste sitko, chleb najczęściej bez skóry), chleb z Almette (owocowym lub śmietankowym), chrupkie pieczywo, pity (ale tylko takie domowej roboty), boki ze spodu od pizzy (jeśli są odpowiednio grube), serek topiony w trójkątach (jedynie smak cebulowy), naleśniki (muszą być w określony sposób usmażone, odpowiednio ciepłe, z odkrojonymi bokami, najczęściej z cukrem pudrem lub sosem owocowym bez grudek), frytki z keczupem (muszą być odpowiednio gorące i chrupkie), jabłka, gruszki, śliwki, maliny, arbuz, czasem surowa marchewka, czasem surowa papryka, czasem zielony ogórek, rzodkiewka, surowa cebula, amarantus, różne orzechy, ryż preparowany, popcorn, gotowana kukurydza, liście szpinaku (uwielbia!), liście różnych sałat, kiełki różnych warzyw, jogurty bez grudek (muszą być przecedzane przez gęste sitko) lub pitne, galaretka, Fantazje (o dziwo miesza tam jogurt z płatkami), 7 daysy, gofry (zwykle z cukrem pudrem lub wiórkami czekolady), płatki zbożowe o różnych smakach (ale tylko i wyłącznie suche), pączek (tylko z jednej cukierni, z lukrem), drożdżówka (tylko z jednej piekarni) + różne słodycze od czasu do czasu, typu czekolada, żelki, chipsy.
To mało, ale z drugiej strony są dzieci, które jedzą jeszcze mniej. Ja się i tak cieszę, że udało się wprowadzić naleśniki i gofry, bo jeszcze rok temu na ciepło były tylko frytki. Marzę o tym, żeby zaczął jeść makaron, chociaż suchy. Albo chociaż jedną zupę. Niestety na razie nie jest to jeszcze możliwe. Ugotowany makaron go obrzydza, a próbowaliśmy już różne kształty, kolory, literki itd. Nie jest w stanie włożyć go do buzi. Nie lubi go nawet dotykać (jak jest ugotowany). Zupy go odrzucają na razie zapachem. Próbowaliśmy robić koktajle, ale one z kolei są zbyt gęste i przez to Maluch niechętnie do nich podchodzi. Owszem czasem zrobi łyka, ale to wszystko.
Mięsa Maluch na chwilę obecną nie je wcale. Stąd pewnie też jego niechęć do szynki. Były okresy, że jadł parówki z szynki na ciepło, określone kabanosy i określony rodzaj szynki. Aktualnie jednak z powodu wielkiej miłości do zwierząt nie zgadza się na żaden pokarm zwierzęcy.
Dziwne jest to, że Maluch nie ma większych oporów przed spróbowaniem nieznanych mu owoców i słodyczy. Najczęściej szybko przechodzi do etapu, w którym jego wzrok i węch się oswajają i kawałek danego produktu szybko trafia do jego buzi. Zdarza się, że wypluwa, bo mu nie smakuje, ale ja i tak się cieszę, że spróbował czegoś nowego ;)
Jeśli będziecie nadal zainteresowani tym tematem, to będę co jakiś czas przygotowywać kolejne wpisy. Tak jak pisałam wyżej, jesteśmy dopiero na początku tej drogi. W późniejszych etapach będą zabawy z jedzeniem i oswajanie buzi Malucha z konkretnymi produktami. Być może na październikowej kontroli przejdziemy już do kolejnego etapu.
Jeśli podejrzewacie, że Wasze dziecko zmaga się z neofobią żywieniową to na konsultacje w tej sprawie możecie zapisać się tu —-> KLIK. Przyjeżdżają do tego ośrodka rodzice z dziećmi z całej Polski. Pani Małgosia Tchurz była gościem różnych programów telewizyjnych, np. w TVN czy TVP2. To właśnie w którymś z tych programów pierwszy raz usłyszałam o czymś takim, jak neofobia żywieniowa. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mamy p. Gosię pod ręką ;)
Od razu Was uprzedzam, że zwykle dość długo się czeka na termin. Może to być nawet kilka miesięcy. Ale warto. Bo w trakcie takiej kilkugodzinnej konsultacji możecie się dowiedzieć wielu istotnych informacji o swoim dziecku oraz uzyskać wiele ciekawych sposobów na ćwiczenia w obszarach, które należy usprawnić. A potem to już czeka Was ciężka praca, ze wskazówkami i wsparciem terapeutów i innych mam (mamy taką swoją grupę na facebooku, gdzie można się wymieniać doświadczeniami). Warto również obserwować, czy w Waszych okolicach będą jakieś wykłady lub warsztaty —–> KLIK.
O autorce: Mamiczka
Mama Malucha od września 2011 r. Z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i odrobiną szaleństwa. Prawnik z zacięciem medycznym. Studentka naturopatii i dietetyki klinicznej. Partner Eqology. Chcesz zadbać o swoje zdrowie? A może chcesz pracować w moim zespole? Jeśli tak, napisz do mnie na czymzajacmalucha@gmail.com.
Anonim
Wasze menu jest ogromne! U nas to suchy chleb lub ewentualnie z maslem, serek topiony smietankowy ale niechetnie, ziarna dyni, slonecznika, orzechy, nalesniki suche, platki corn flakes, jajko ale usmazone w odpowoedni sposob, tez boki od pizzy, kielbasa usmazona w talarkach, bulki podpiekane w tosterze i mleko. Ze slodycZy chipsy, mleczna czekolada, herbatniki, biszkopty. U nas i tak jest postep, bo byl czas ze chcial pic tylko mleko i nie jesc nic.
Mamiczka
U nas też jest postęp, bo pamiętam okres, kiedy było tylko mleko, sucha bułka i banan. A teraz mleko i banan są na jego zakazanej liście ;) Kiełbasy nie tknie. Nad jajkiem pracujemy. Dostaje je w naleśniku. Bo tak świadomie to go jeszcze nie ruszy. Ale i tak idziemy do przodu, bo jest już w stanie przekroić ugotowane jajko i wydłubać żółtko. Nie włoży tego do buzi, ale oswaja się z widokiem. Planuję podjąć próbę wprowadzenia gofra ziemniaczanego, ale muszę najpierw dobrze opracować proporcje, żeby tak od razu nie wyczuł wielkiej różnicy. Bo jak się zniechęci do gofrów, to tylko naleśniki zostaną :/
Miniowe Szczescie
To rzeczywiscie jest problem. Moi chlopcy na szczescie jedza wiekszosc i nigdy nie mialam z nimi klopotu.
A wasze menu i tak ladnie rozbudowane. Powodzenia w dalszej walce.. Powoli do celu..
Mamiczka
Stopniowo, małymi krokami staramy się poszerzać listę :) Mi czasem jest bardzo żal Malucha, bo widzę, że chciałby czegoś spróbować , już nawet dotyka, przykłada język i się wycofuje. Był okres, że nocami nie spalam, bo się zamartwiałam, że nie je żadnych obiadów. Bałam się, że będą z tego jakieś problemy zdrowotne. Ale radzi sobie tak jak potrafi i czekamy niecierpliwie na ten dzień, kiedy spróbuje zupy lub makaronu :)
Agnieszka
Ja mam tak jak Ty, w kuchni tylko rękawiczki gumowe, nie dotknę za nic w świecie surowego mięsa, nie lubię za bardzo próbować nowości kulinarnych ;) Moje dziewczyny na szczęście jedzą dużo, z neofobią się nie zetknęliśmy. Nawet nie wiedziałam, że taka przypadłość istnieje
Mamiczka
Jak dojdą nam ćwiczenia np. z kładzeniem sobie szynki na poliki, to tata Malucha będzie musiał to robić, bo ja bym się potem pół nocy czyściła na twarzy ;)
Kasia
Jest taki blog z którego ja często korzystam: alaantkoweblw.pl. Mój syn nie ma problemów z jedzeniem, ale do ideału daleko. Na blogu mozna znaleźć wiele przapisów na ròżne placuszki. Jeśli Maluchowi posmakowały gofry i naleśniki, może i z placuszkimi się uda. U nas sie sprawdzily. Pozdrawiam
Mamiczka
Zerknę na pewno, dzięki :)
Ania
Mój siostrzeniec też z pewnością miał to zaburzenie w dzieciństwie. W wieku 2 lat przestał jeść większość rzeczy które jadł wcześniej. Do około 8 roku życia jadł wyłącznie kanapki z jednym rodzajem szynki drobiowej, parówki berlinki, mleko z 1 rodzajem płatków, chleb biały, suche naleśniki, rosół i pomidorową z makaronem (wyłącznie nitki), kotlet z piersi kurczaka, ziemniaki i frytki. Z owoców sporadycznie jabłko, z warzyw tylko zielony ogórek. Bardzo ciężko było wyjechać z nim na wakacje, czy iść do restauracji gdyż np.kotleta położonego na zielonej sałacie już nie zjadł, frytki nie mogły być polane ketchupem, w zupie nie mogło być zieleniny, ani kawałków marchewki itp. Po 8 roku życia powoli zwiększała się różnorodność spożywanych przez niego produktów, najpierw doszły pierogi z mięsem, pizza, pieczarki i żółty ser, ketchup, banan, gruszka, surowa marchewka. W obecnej chwili siostrzeniec ma 20 lat i jest… weganinem ;-). Je prawie wszystkie warzywa (wyjątkiem jest brukselka i pietruszka korzeń), owoce, kasze, grzyby itd. Tak więc trzymam mocno kciuki, aby i Wasze dzieciaczki wyrosły i polubiły nowe smaki. Życzę morza cierpliwości wszystkim rodzicom borykającym się z tym problemem.
Mamiczka
Dziękuję :) To napawa optymizmem :)) U nas jest to samo. Jak coś co je (np. chleb) dotknie na talerzu czegoś, czego nie je (np. sera, bo np. rozłożyłam na dużym talerzu różne produkty), to już nie ruszy tego chleba.
Marta
Bardzi dobrzr rozumiem problem… córka jest dzieckiem niepełnosprawnym, więc każdą problenatyczną sytuację jest trudniej po stokroć rozwiązać. Problem u nas był na tyle silny, ze przez 7 i pół roku córka miała założoną sondę nosowo-żołądkową. Nie mamy jej dopiero pół roku. Nasz repertuar jest duuuuuuzo skromniejszy- jogurty, serki homogenizowane, jogurty, owocowe musy w tubkach, jogurty pitne, zmiksowany twaróg z jogurtem naturalnym i ogórkiem/pomidorem/rzodkiewka, miksowane zupy. Nie gryzie. W ogole. Dzis uslyszalam ze neurologopeda w szkole corki (szkola specjalna) planuje ściągnąć z Warszawy osoby które przeprowadza szkolenie z metody krebs dla rodzicow. To moja wielka nadzieja.
Mamiczka
To jest właśnie nasza metoda i przynosi efekty :)) W ostatnim czasie mieliśmy powrót parówki na ciepło i banana + doszło dotykanie ręką sera żółtego i szynki (w czasie karmienia psa). Neurologopeda może wspomóc masażami buzię, a odpowiednie gryzaki mogą poprawić odruch gryzienia. Gdybyście chcieli skorzystać z konsultacji w naszym ośrodku to pani Ala w trakcie diagnostyki zaleca odpowiednie gryzaki. Powodzenia w walce :)
Marta
Mamiczka a to ośrodek w Warszawie? Będziemy tam za miesiąc na turnusie rehabilitacyjnym, może udałoby się połączyć. U nas niestety sprawa nie jest taka prosta do rozwiązania, bo Olka ma uszkodzenia każdego płata mózgu po zapaleniu opon i sepsie przebytych w drugim tygodniu życia. Do tego niepełnosprawnośc intelektualna, problemy z emocjami… staram się (jestem z nią sama), ale jest ciężko. Ta metoda jest moją nadzieją…
Mamiczka
We Włocławku http://www.neuro-mind.pl. Ale p. Gosia (twórczyni tej metody i właścicielka ośrodka) organizuje różne szkolenia i wykłady na terenie kraju. Warto jednak skorzystać z indywidualnej konsultacji (trwa około 2-3 h) i ustalić sposoby dla konkretnych problemów dziecka. Przyjeżdżają tu dzieci z całego kraju.
Kasia
Witam. Trafiłam na ten wpis szukając czegos na temat neofobii. Jak U Was teraz wygląda sytuacja? Jestem mamą 3latka i też czekamy na termin do Neuromind. Czy terapia u Was pomogła? Moj synek je tylko kilka rzeczy. Głównie bułki i chleb z masłem. I bardzo sie tym martwie
Mamiczka
U nas terapia nadal trwa :) Ale jest lepiej. Nadal produkty są mocno ograniczone i nie ma obiadów, ale nie ma uciekania od stołu, syn sam podejmuje próby nowych produktów. W Neuromind otrzymasz dużo wiedzy. To trudna droga, ale małymi krokami idzie się do przodu.