722. Miś Tuliś idzie do przedszkola i Jak schować Lwa w szkole? + konkurs!

Czas na pokazanie Wam bliżej kolejnych świetnych książek Wydawnictwa Amber, które objęłam swoim patronatem medialnym. Poprzednie bardzo przypadły Wam do gustu, dlatego jestem pewna, że kolejne części też Was zainteresują. Tradycyjnie zrobimy również konkurs, a jego szczegóły znajdziecie na dole tego wpisu :)

 

 

Zanim jednak przejdę do konkretów, chcę Wam przedstawić naszą Tolę, bo wiem, że nie każdy z Was zagląda na nasz instagram. Tola ma obecnie 11 tygodni i powinna mieć na imię Dewastacja ;) Od razu jednak rozkochała w sobie całą naszą trójkę i bardzo się cieszymy, że jest z nami.

 

TOLA

 

 

A teraz ruszamy z książkami.

 

MIŚ TULIŚ idzie do przedszkola

 

Miś Tuliś idzie do przedszkola.

 

 

To kolejna część uwielbianego przez dzieci Misia Tulisia. Tym razem Miś Tuliś idzie pierwszy raz do przedszkola. Towarzyszą temu wydarzeniu różne emocje. Oczywiście okazało się, że w przedszkolu jest bardzo fajnie i warto tam chodzić. Można się nie tylko czegoś ciekawego nauczyć, ale także pobawić z przyjaciółmi i poprzytulać ;)

 

Książka ma twardą okładkę i jest kwadratowego formatu. Świetnie sprawdzi się u dzieci, które zaczynają swoją przygodę z przedszkolem, ale nie tylko. Tekstu jest bardzo mało, więc książka spodoba się również młodszym dzieciom. A zwłaszcza tym, które lubią się przytulać ;) Jest tu również element edukacyjny z wyliczankami.

 

Można ją kupić np. tu —->  KLIK

 

 

Jak schować Lwa w szkole

 

Jak schować Lwa w szkole.

 

 

W poprzedniej części główna bohaterka próbowała schować Lwa w domu. Tym razem przyszedł czas na szkołę. Podobnie, jak w domu, nie jest tam łatwo ukryć tak dużego zwierzaka. Nie jest to łatwe także w muzeum, do którego dzieci wybrały się na wycieczkę, a lew przez przypadek razem z nimi. Tak jak w poprzedniej części, jest tu wątek humorystyczny.

 

Ta książka również ma twardą okładkę i jest kwadratowego formatu. Ma wprawdzie nieco więcej tekstu niż Miś Tuliś, ale także sprawdzi się głównie u młodszych przedszkolaków. Ilustracje bardzo dobrze dopełniają tekst.

 

Można ją kupić np. tu —->  KLIK.

 

 

KONKURS

 

A teraz czas na obiecany konkurs! Jak zawsze zadanie konkursowe będzie lekkie, łatwe i przyjemne ;)

 

Do wygrania są 3 komplety pokazanych w tym wpisie książek.

 

W komentarzu pod tym wpisem napisz jaka była Twoja ulubiona zabawka z dzieciństwa (jedna!) i dlaczego akurat ta.

 

Bawimy się od dzisiaj, tj. 10.09.2018 r. do 15.09.2018 r. do godz. 23.59. Spośród wszystkich prawidłowych zgłoszeń wybiorę 3 osoby, które zgarną nagrody. Wyniki ogłoszę na dole tego wpisu w ciągu 3 dni od chwili zakończenia konkursu.

 

UWAGA! Przypominam, że komentarze na moim blogu są moderowane. Oznacza to, że Wasze konkursowe zgłoszenie nie będzie od razu widoczne. Powinnam je zaakceptować w ciągu kilku godzin. Jeśli w ciągu 24 h nie pojawiłoby się wśród innych zgłoszeń, napisz do mnie na maila czymzajacmalucha@gmail.com.

 

Ważnym warunkiem prawidłowego zgłoszenia konkursowego jest podanie przy zgłoszeniu swojego adresu e-mail. Wypełniając pola komentarza macie tam odpowiednie miejsce do tego. To ważne, bo później z tego adresu mailowego zwycięzcy będą musieli się ze mną skontaktować. UWAGA! Nie wpisujcie swojego maila w treści zgłoszenia konkursowego (tylko w odpowiednim do tego polu – chodzi o kwestie bezpieczeństwa danych i RODO).

 

Regulamin konkursu:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Czym zająć Malucha?
2. Konkurs trwa od 10.09.2018 r. do 15.09.2018 r. do godz. 23.59
3. Nagrodami w konkursie są 3 komplety książek Wydawnictwa Amber. W skład każdego zestawu wchodzą książki: Miś Tuliś idzie do przedszkola i Jak schować Lwa w szkole.
4. Zgłoszenia konkursowe zostawiacie w komentarzu pod wpisem.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi pod tym wpisem w ciągu 3 dni, a zwycięzcy mają 3 dni na to, aby skontaktować się ze mną mailowo z adresu, który podawali przy zgłoszeniu. Jeśli tego nie zrobią, wybiorę kolejne osoby.
6. Zastrzegam sobie prawo do usunięcia zgłoszenia, które narusza regulamin konkursu lub powszechnie przyjęte normy obyczajowe.
7. Dane osobowe zwycięzcy konkursu będą wykorzystane wyłącznie w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia konkursu zgodnie z regulaminem.

 

Powodzenia! 

 

Wyniki! Jak zawsze dziękuję Wam za udział w konkursie :) Wybór był oczywiście trudny i najchętniej nagrodziłabym wszystkich, ale to niestety niemożliwe :/ Tym razem wygrywają Magdalena Róg (flet), Magdalena (telefon z PRL) i e. (skakanka). Gratuluję! Proszę o kontakt mailowy ze mną na czymzajacmalucha@gmail.com z adresu mailowego podawanego przy zgłoszeniu, w terminie 3 dni.

 

Mamiczka

O autorce: Mamiczka

Mama Malucha od września 2011 r. Z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i odrobiną szaleństwa. Prawnik z zacięciem medycznym. Studentka naturopatii i dietetyki klinicznej. Partner Eqology. Chcesz zadbać o swoje zdrowie? A może chcesz pracować w moim zespole? Jeśli tak, napisz do mnie na czymzajacmalucha@gmail.com.

35 komentarzy

  • Magdalena Róg

    Moja mama kupiła mi niebieski flet do grania, jak miałam jakieś 12 lat, nigdy się na nim nie nauczyłam grać, ale lubiłam na nim gwizdać. Mama mi wtedy powiedziała ( i tych słów nigdy nie zapomnę! ) “To jest czarodziejski flet, jeśli będzie ci smutno , to graj a smutek sobie pójdzie a wszystko o czym marzysz spełni się! ” Wierzyłam, że gdy na nim gram po swojemu, to rozumiem o czym śpiewają ptaki, i tak lubiłam się właśnie bawić! Niestety wyrzuciłam go, gdy mając 20 lat, moja mama zmarła na raka :-( ale nigdy o nim nie zapomniałam, do dziś.

  • Ulubioną zabawką był pluszak Pysio. Towarzyszył mi w każdym momencie dnia, ciągnęłam go ze sobą do piaskownicy, wanny, na zakupy, a później też do szkoły. Mój plecak zawsze musiał być ogromny, żeby Pysio się zmieścił;)

  • Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa był drewniany konik na biegunach. Służył mi naprawdę przez wiele lat i towarzyszył w przeróżnych zabawach. Wolałam nawet zjeżdżać na nim z górki w zimie zamiast sanek :) Strasznie mi się podobał i do dziś pamiętam to uczucie :D Przeżył nawet malowanie farbami plakatowymi. :P Chodź nieco wyblakł to mam go do dziś i używa go moja 4 letnia już córeczka :) Mimo, że ma też nowszego, futrzanego konika na biegunach to często bardziej wybiera “moją” zabawkę :) Muszę przyznać ze wcale się nie dziwię, bo mimo że jest twardszy i mniej kolorowy czy estetyczny to można się na nim naprawdę dużo mocniej rozhuśtać, dzięki dłuższym płozom. W efekcie przynosi naprawdę wiele frajdy i uśmiechu :)

  • Moją ulubioną “zabawką” z dzieciństwa był 🐰. Taki Gumowo/Plastikowy króliczek w brązowych spodniach i biało/kremowym golfiku. W łapkach na brzuszku miał 2 marchewki. Cały był z takiej twardej “gumy” ale Kochałam go baaaardzo. I będąc dzieckiem zabierałam go wszędzie…później stał na wyjątkowym miejscu w pokoju.
    Dostałam go od “cioci” (koleżanki mamy z pracy) gdy tylko mnie urodziła i był ze mną do 22 urodzin. Byłby dłużej ale gdy wyjechałam z 🏠 moja Mama podarowała go jakiemuś dziecku 😭😭
    Mój rodzinny 🏠 był zawsze takim domem otwartym i pełno w nim było dzieciaków (sama nawet rozdawałam im moje zabawki ale gdy) i mama gdy dowiedziała jaki był nadal dla mnie ważny nie pamiętała komu go dała. Żadne z dzieciaków znajomych go nie ma więc musiał pojechać gdzieś w świat 😢
    Może to śmieszne że kobieta lat 33 ma żal o “głupią” zabawkę i powinna się cieszyć że teraz bawi się inne dziecko. Szczerze nie potrafię, choć kocham dzieci baaaardzo to naprawdę i szczerze NiE POTRAFIĘ 😩
    Minęło już tyle lat a w ❤️ nadal mam ziarenko żalu.

  • gra jajeczka z wilkiem i zającem, najlepsze wyniki robiłam, kiedy w niedziele rano czekałam, aż mama i tata wyszykują się na obiad (rosołek) do babci :)

  • Kiedyś dostałam pod choinkę lalkę. Bobasa. Rzecz rzadko spotykana w czasach mojego dzieciństwa. Rzadsza tym bardziej , że lalka miała twarz placzącego dziecka. Najlepsze jest to, że w pamięci mam utrwalony obraz taki: pod choinką znalazłam uśmiechniętą lalkę, a po nocy była już bobasem płaczącym. Trochę to dziwne, przyznaję. Choć kiedyś, jako dziecko “widziałam” na środku pokoju (też w nocy) tygrysy😂. W każdym bądź razie właśnie tą lalką najczęściej się bawiłam. W odróżnieniu od innych lalek budziła we mnie uczucia macierzyńskie.

  • Pamiętam,że w domu zabawek było mnóstwo i chwilę mi zajęło zanim doszłam do tego czym na prawdę lubiłam się bawić.
    Na pewno przez długi długi czas były to lalki Barbie… jak sobie przypomnę jakie cuda z nimi robiłam, to o matko!
    Ale chyba mimo wszystko najbardziej uwielbiałam plastelinę. Tak, po prostu, zwykłą plastelinę. Tworzyłam różne różności z dbałością o każdy detal. Pamiętam, jak lepiłam maluteńkie źrenice w oczach ludzików. Miałam też moje blaszane magiczne pudełeczko,gdzie wszystko mogłam schować. Z tego wszystkiego pamiętam najbardziej,jak moja ciocia (która była też przez długi czas naszą opiekunką i zajmowała się naszym domem,gdy rodzice byli w pracy) chwaliła się tym co ulepiłam wszystkim swoim znajomym, pokazywała im moje malutkie ludziki i do tej pory pamiętam jak mówiła “zobacz jak ona każdy malutki szczegół lepi tymi swoim małymi rączkami”. To wspomnienie mnie bardzo wzrusza,tym bardziej ,że teraz ciocia choruje na Alzheimera i nawet nie pamięta mojego imienia.

  • Moja mama twierdzi, że moje ulubione “zabawki” z dzieciństwa to książki, kredki i kolorowanki. Podobno najpierw całe dnie chodziłam za nią z książeczkami i kazałam sobie czytać, a potem w wieku sześciu lat nauczyłam się czytać i rodzice musieli mi tylko dostarczać książki w odpowiedniej ilości. Po przemyśleniu sprawy, chyba muszę zgodzić się z moją mamą, ponieważ nie mogę sobie przypomnieć żadnej swojej ulubionej zabawki z dzieciństwa, a miłość do książek i kolorowanek została mi do dnia dzisiejszego i obecnie staram się ją zaszczepić swoim dzieciom :-)

  • Moją ulubioną zabawką była lalka – bobas. Przywiózł mi ją wujek z Niemiec, bo w Polsce była niedostępna. Oczywiście wszystkie koleżanki mi jej zazdrościły. Woziłam ją w wózku, w którym sama wcześniej jeździłam, więc pewnie wyglądałam śmiesznie dla osób postronnych. Dostałam ją jak urodził mi się brat, a że jest między nami 1,5 roku różnicy, to mama nie pozwala mi się nim opiekować, a ja tak bardzo chciałam, że nazwałam lalkę jego imieniem i udawałam, że to on. Piękny obraz siostrzanej miłości. Oczywiście do czasu kiedy dorośliśmy do bójek o zabawki 😁

  • Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa była szmaciana lalka zrobiona przez moją babcię. Nie była idealna, ale ukochana przeze mnie. Miała rude włosy z pomarańczowej włóczki. Niebieskie oczy z guzików. Ubranie z mojej sukienki, którą podarłam wchodząc na drzewo. Oprócz tego pamiętam, że miała kilka piegów. Bawiłam się nią latami. Najpierw był to mój ,,dzidziuś”, którym się opiekowałam, a gdy trochę podrosłam to sama szyłam dla niej bardzo proste ubranka. Mam bardzo wiele miłych wspomnień związanych z tą lalką. Zabieraliśmy ją nad jezioro, na wycieczki rowerowe lub kiedy PKSem jechaliśmy do miasta. Bardzo lubiłam przesiadywać z nią w domku na drzewie, który zrobił nam dziadek. W nim zrobiłam ,,pokoik” (kącik) dla mojej lalki, w którym głównym meblem była kołyska zrobiona także przez dziadka.

  • A mnie w pamięci utrwaliła się zabawa telefonem. Nie wiem czy była to moja ulubiona zabawka, ale na pewno taka, o której nie da się zapomnieć. Telefon stał za drzwiami naszego (mojego i siostry) pokoju, na jednej z półek, za kotarą (w trudnych czasach PRLu to było całkiem “stylowe” ;)), na szczęście dla mnie na mojej wysokości. Telefon był bakelitowy, wyprodukowany pewnie w latach 60tych, czarny i oczywiście z tarczą. Taki stary typ, którego o dziwo jak nam w końcu założyli podłączenie rodzice nie wykorzystali tylko zainstalowali Tulipan’a – ale to na marginesie. Zabawa polegała na dzwonieniu do “Kryśki”. Nie wiem kim była Kryśka, ale opowiadałam jej o wszystkim. A raczej darłam się: “Halo! Kryśka! To ja dzwonię!” itd…- wiadomo w czasach PRLu połączenia były słabe i trzeba było krzyczeć opowiadając o radościach i smutkach wczesnego dzieciństwa. ;) Ale zabawa była na topie dłuuuuugi czas.

  • Moją ulubioną zabawką w dzieciństwie była drewniana, mała skrzynka, która raz była kuchnią, raz piekarnikiem (ile tam “błotnistych” placków upiekłam 😁) innym razem skrzynią ze skarbami, którą zakopałyśmy z sąsiadką w piasku. Na koniec w naszym domku stała się szafą z ubraniami dla lalek. Echhhh kawałek drewna, a tyle wspomnień

  • Niebieska skakanka z czerwonymi rączkami. Była z jakiegoś lekko rozciągliwego tworzywa sztucznego i bardzo długa. Służyła jako:
    1) zwykła skakanka do gry w “kółeczko”, wyliczanki, bicia rekordów w skakaniu
    2) lasso do łapania młodszego brata
    3) sznur na bieliznę mojego bobasa ;)
    4) droga dla resoraków
    5) z racji koloru udawała często wszelakie zbiorniki wodne: kałuże, stawy, morza, oceany, a nawet wannę pełną wody dla lalek
    6) i oczywiście “mikrofon” światowej sławy piosenkarki Edytki, która własnymi przeróbkami “Boys, boys, boys” czy “Zuzia, lalka nieduża” (taaaaak, repertuar nieziemski…, ale na czasie ;)) doprowadzała rodziców do łez.

  • Paolina paolina

    Moja ulubiona zabawka z dzieciństwa byl pluszowy mis ktorego nosilam na sznurku( wyobrażalam sobie ze wyprowadzam go na smyczy).Moi rodzice nie chcieli zgodzić sie na pieska w domu wiec bury mis mi go zastepowal. Pewnego deszczowego dnia zgubilam misia w pociągu. Bylo mi bardzo przykro ale dzięki temu dostalam małego szczeniaczka 😊

  • Przez bardzo bardzo długi czas moją ulubioną zabawką było pluszowe stworzonko (ni to miś ni to piesek) o białym futerku z różowymi, fioletowymi i turkusowym wstawkami. Ale nie to było najważniejsze! Jego główną cechą WOW były: lusterko na końcu jednej z łapek i szczotka na końcu ogonka :) można było czesać i siebie, i zabawkę a potem razem oglądać się w lusterku <3 zabawka przywędrowała do mnie z USA i była naprawdę unikatowa :)

  • Zdecydowanie moją ulubioną zabawką był drewniany teatrzyk, który dostaliśmy z rodzeństwem na mikołaja. Zrobili go oczywiście nasi najwspanialsi na całym świecie rodzice. Oni to potrafili zrobić coś z niczego. Dzięki temu drewnianemu “okienku” z bordowymi zasłonami czuliśmy się jak prawdziwi aktorzy. Całymi dniami tworzyliśmy scenariusze bajek, dekoracje, całą scenografię, którą przyklejaliśmy z przodu teatrzyku. Potem godzinami rysowaliśmy postaci (lub tworzyliśmy własne lalki, pacynki itp.). A na samym końcu zapraszaliśmy rodziców, dziadków i kuzynostwo na przedstawienie. To było coś. Przedstawienia były świetnym prezentem urodzinowym dla naszych rodziców, bo dane z serca. To był najwspanialej, kreatywnie spędzony czas na zabawie. Czas spędzony z rodziną. Czas umacniania więzi.
    Teatrzyk stoi teraz na strychu i czeka, aż nasze pociechy podrosną, by móc rozwijać się emocjonalnie, społecznie (poprzez współpracę z rodzeństwem) oraz umiejętności plastyczne, techniczne, małą motorykę i w ogóle artystycznie.

  • Miło sobie było przypomnieć tamten czas:) oczywiście było kilka takich zabawek, ale taka która mocno zakorzeniła sie w pamięci? KLOCKI :) drewniane,podłużne…ale to nie byly “zwykłe” klocki,tylko najzwyklejsze drewniane klepki do układania … parkietu :) raz taka przyniósł ogromny wór tych “klocków” jaki został po zrobieniu podłogi i zaczeło się wielkie budowanie … zamków,domków,tuneli dla chomika,torów dla aut,garaży… często budowle były tak duże,że zajmowały całą wolną przestrzeń na podłodze :)

  • Zaczne zupełnie inaczej- bo książkowo.
    Ale przy okazji, chciałabym przypomnieć Wam, a może właściwie to zapoznać Was z książeczką pt.:

    “Zajączek z rozbitego lusterka” autorstwa H.Behlerowej.

    Moja ulubiona zabawka to właśnie *kawałek lusterka* i Zając Tęczak :)

    Książeczkę czytała mi mama, potem ja czytałam swojej córce, dziś zaś czytam ją wnuczkowi.
    Dom. Rodzina.Smutek. Złość. Zabawa. Przebaczenie i Wielka Ogromniasta Miłość. Nasza codzienność.
    Łobuziak Piotruś wprowadza nas do swojego życia, w którym to dość duże znaczenie odgrywa tęczowy zajączek z kawałka rozbitego lusterka. Magiczny element w tej całkiem realistycznej opowieści, ma w sobie wiele ciepła i serdeczności. Cenię tą książeczkę za uczucia… i za tęczowego Zajączka.
    My z wnusiem mamy swój kawłek lusterka i jak się zapewne domyślacie mamy też swojego Tęczaka (taaak to ten sam zając, który mieszkł w mojej zabawce z dzieciństwa) i mamy też wspólne tajemnice….

    Kawałek lusterka – wierzcie lub nie! To najlepsza zabawka na świecie.

  • Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa była kolorowa papuga zrobiona przez mamę na drutach. Papuga ta nie była wcale mała. Zabierałam ją ze sobą do przedszkola, potem do szkoły i do szpitala. Zabawka przypominała mi dom i moją mamę, która została w domu, by opiekować się resztą mojego rodzeństwa. Na oddziale był ze mną tata, który bardzo wesoło naśladował odgłosy wydawane przez papugi, przez to rozbawiał nie tylko mnie, ale również inne dzieci. Przy niej czułam się bezpiecznie, była ona najlepszą przyjaciółką, z którą można było o wszystkim porozmawiać, która rozumiała mnie bez słów i bez względu na wszystko zawsze była obok. Teraz patrząc na nią podczas gdy bawi się nią moja córka przypominają mi się stare czasy które mimo wszystko miło wspominam.

  • Moją ulubioną zabawką w dzieciństwie była… książka. Z nią się wiążą moje najwcześniejsze wspomnienia. To był jakiś elementarz mojego starszego brata :) Była bardzo “zmęczona” bo wszędzie z nią chodziłam lub zaszywałam się w kąciku oglądając obrazki i literki. Do dziś mój brat wspomina jak wszystkim ją pokazywałam mówiąc: “Gosia cita!”.

  • Kasia Kądziela

    (P)luszowy pingwin, którego nazwałam Pik-Pok, był ulubioną zabawką z mojego dzieciństwa
    (I) najbardziej mi się w nim podobało jego spojrzenie – takie zadziorne znad żółtego dzióbka
    (K)ierownikiem był wszystkich moich zabawek – bawiłam się zawsze, że on jest szefem i rządzi w moim „zabawkowie”

    (P)ingwinek miał na sobie czerwoną mikołajkową czapkę i czerwoną tasiemkę na szyi i dzięki niej nauczyłam się wiązać kokardki
    (O)czywiście Pik-Pok dalej jest ze mną każdego dnia i rządzi się wśród zabawek, ale już mojej córeczki
    (K)u mojej radości córeczka pokochała go tak mocno jak ja i teraz bawimy się wspólnie wymyślając wciąż nowe pingwinkowe przygody:)

  • Moja ulubiona zabawka z dzieciństwa byla lalka szmaciana uszyta mi przez moja kochana Prababcie 😉 Miała włosy z wełny, oczy z guzików, i pachniala jak Babcia mydłem 😉 Mialam dla niej kilka sukienek też autorstwa Babci. Kochałam ja i wszędzie ze sobą zabierałam. Byla że mną na wyjazdach i na spacerach, spala na poduszce obok i znała wszystkie moje sekrety i leki. Teraz bawi się nią moja córeczka 😉

  • Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa była całkiem duża, niebieska pluszowa małpka. Dostałam ją od cioci w wieku 3 lat i któregoś dnia po prostu wybrałam ze stosu pluszaków jako tę ulubioną. Małpa świetnie sprawdzała się niemal w każdej zabawie- była uniwersalna- odgrywała rolę uczennicy, córeczki, przyjaciela, publiczności. Była również doskonała jako przytulanka. Z biegiem lat coraz bardziej przywiązywałam się do Małpy. Pamiętam, jak wiele razy płakałam na myśl o tym, że kiedy będę staruszką i umrę, moja ukochana przytulanka trafi na wysypisko śmieci. Małpa towarzyszyła mi na każdym wyjeździe, obozie, koloniach. Mimo że niebieskie futerko niemal całkowicie wytarło się na brzuchu, a jej różowa niegdyś buzia poszarzała, nigdy się Małpy nie wstydziłam. Jako nastoletnia dziewczyna, nie powierzałam już Małpie sekretów, ale używałam jej jako podkładki pod rękę przy zasypianiu. Po ślubie spaliśmy w łóżku we troje- ja, mąż i Małpa. I byłoby tak po dziś dzień, gdyby nie pewne zdarzenie, które miało miejsce kilka dni po narodzinach naszego pierworodnego syna, kiedy zmęczenie i stres związany z nowym wyzwaniem dały o sobie znać. Pewnej nocy obudziłam się przekonana, że mam dwoje dzieci. Synek spał spokojnie w łóżeczku, a ja zaczęłam rozpaczliwie szukać drugiego malucha. Nie wiedząc, czy to synek czy córeczka, obudziłam męża i przeszukiwałam kołdrę, aż w końcu natrafiłam na „dziecko”. Z przerażeniem dostrzegłam, że leży buzią w poduszce i nie oddycha. Podniosłam je i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to nie dzieje się naprawdę, a w ręku trzymam Małpę. Po tym zdarzeniu mąż wyprowadził Małpę z naszej sypialni. Małpa mieszka teraz na strychu i ma się całkiem dobrze. Czasem ją odwiedzam.

  • Jako dziecko lubiłam bawić się zabawkową kuchnią. Mieszalam piasek w plastkowych garach i smażyłam kamienie na patelni .Oczywiście wszystkich częstowałam moimi potrawami. Moja specjalnością były zupy i pulpeciki. Bez wątpienia byłam wtedy królową w kuchni… nie to co teraz😊

  • U mnie to był misio.
    Szczerze to nikt nie pamięta skąd on u mnie się pojawił. Ale był ze mną zawsze. I jest do dzisiaj- śpi w łóżku z moim młodszym synem (razem z lwiątkiem, którego kocha mój Maxiu nad życie).
    Miś jeździł ze mną na każdy wyjazd, wakacje, kolonie i obozy. Nawet jak byłam nastolatką, brałam go pod pachą z sentymentu. Dodawał mi komfortu i czułam, że tego potrzebuję. Nigdy się nie wstydziłam tego- nawet gdy miałam 16lat i na obozie w górach misio zawsze siedział na moim łóżku.
    A gdy się wyprowadzałam od rodziców jako dorosła osoba siedział na górze moich walizek- nie byłam sama.

    Pozdrawiam

  • Moja ukochaną zabawką był brązowy Misio🐻. Dostałam go, ponieważ uwielbiałam bajkę Miś Uszatek. Jak zakładał piżamkę to zawsze zalewałam się łzami “Misiu nie idź spac” 😭. Mamie udało się zdobyć maskotkę choć w latach 80tych nie było to łatwe. Miś kompletnie nie przypominał tego z bajki i nie był tak mięciutki jak te dzisiejsze,ale pokochałam go i mam do dzisiaj. Siedzi na półce z cudnymi maskotkami XXI wieku. Śmiejemy się że to taki Senior wzbudzający respekt przed innymi zabawkami 😀 . Zawsze rozczula mnie to ,że jak mam gorszy dzień :jestem chora albo smutna to dzieci automatycznie biorą Seniora i mi go przynoszą🐻
    Moje dzieci tez maja kazdy swojego misia, ktorego kupowalam jak byłam w ciąży i mam nadzieje że bedą kontynuowac te nasza misiowa tradycję 😍

  • Moją ulubioną zabawką był miś. Dostałam go na święta i od razu stał się ważną postacią w moim życiu. Z racji że mam dużo starsze rodzeństwo miś Dżeki stał się moim najlepszym przyjacielem. Ubierałam go w swoje stare ubranka i towarzyszył mi dosłownie wszędzie, woziłam go nawet na sankach. Nie było mowy bym zasnęła bez misia obok. Niestety po wielu udanych i nieudanych operacjach rodzice stwierdzili że miś już nie może z nami zostać. Bardzo mi go żal, do dziś pamietam jak wyglądał , a minęło już ponad 30 lat od naszego ostatniego spotkania.

  • Nie bardzo pamiętam moje zabawki z wczesnego dzieciństwa (w późniejszym okresie to były już tylko klocki i lalki). Jednak w pamięci dobrze utwiła mi pluszowa kaczuszka – zielona z różowym dziobkiem i łapkami, mocno już sprana, kupiona przez mamę w osiedlowym lumpku ;) ku zdziwieniu Rodziców spałam z nią przez dobre kilka lat. A dlaczego ona? Bo może nikt oprócz mnie tego małego “brzydalka” nie chciał, a mnie w ogóle jego wygląd nie przeszkadzał.

  • Zabawa w GUS

    Wspominając swoje dzieciństwo, muszę stwierdzić, że byłam dziewczynką, której wszędzie było pełno – wspinałam się na drzewa, grałam w piłkę, skakałam w gumę…
    Jest jednak jedno pewne zajęcie, które z nostalgią wspominam do dziś. Mianowicie, moją ulubioną zabawą było liczenie przejeżdżających ulicą samochodów! Siadałam z kartką w ręku na parapecie w korytarzu i liczyłam. Każdy przejechany samochód był jedną kreską. Kreski stawiałam w rządkach w równych dziesiątkach. Ruch był w tamtych czasach zdecydowanie mniejszy niż dziś, ale mieszkałam przy głównej ulicy, więc miałam co robić przez godzinę czy dwie.
    W moim rejestrze znajdowały się też trzy marki aut, które potrafiłam jako 6-7 latka z daleka rozróżnić (a z okna do ulicy było mniej więcej 50 metrów). W tym trio znajdowały się – maluch, duży fiat i polonez. To jednak było za mało dla małej Basi. Kolejną kategorią były kolory samochodów, jednak dziś już nie pamiętam, które konkretnie zaznaczałam. Na pewno czerwone, bo takie były wtedy w głównej mierze maluchy.

    Dziś już wiem, że to był po prostu mój sposób na wyciszenie się, a swoją zabawę powinnam nazwać Zabawą w Główny Urząd Statystyczny :) Żałuję, że nie zachowała się żadna kartka z zapisami z tamtych czasów. :-(
    Mój syn potrafi już liczyć i czasami siedząc na balkonie bawimy się w GUS :)

  • Duza lalka z lsniacymi ciemnymi wlosami i wozek na duzych bialych kolach. Mam nawet zdjecie z momentu kiedy ja dostalam. Wygladala praktycznie jak ja. Usmiechu i zachwytu w oczach nie da sie opisac. Przyvhodzila do mnie przyjaciolka i razem z nia, siostrami i nawet bratem mlodszym o dwa lata bawilismy sie w dom. Im bylismy wieksi tym historie byly bardziej szalone. Potrafilismy nawet odwzorowywac historie ze Zbuntowanego Aniola, ktory akurat lecial w telewizji na Polsacie haha.

  • Nie wiem czy dodało mi komentarz, bo mi wywalilo Internet, wiec dodam jeszcze raz :) ulubioną zabawką byla lalka. Wielka lalka z lśniącymi długimi włosami i wózek na duzych bialych kolach. Mam nawet zdjecie z momentu, kiedy ją dostałam. Uśmiechu i zachwytu w oczach nie da sie opisac. Przychodzila do mnie przyjaciolka i razem z nią, siostrą i nawet młodszym o dwa lata bratem bawilismy się w dom. Im więksi tym historie były bardziej rozwinięte😂 swojego czasu nawet odgrywalismy historie ze Zbuntowanego Anioła, ktory akurat leciał na Polsacie🙈 jak to inaczej kiedys było. Miało się już nawet te 12, 13 lat i taka zabawa była wspaniała. Teraz kto by pomyslał lalkami sie bawic ☺

  • Moją ulubioną zabawką ż dzieciństwa był bobas Kubuś. Dostałam go na drugie urodziny. Był cudowny. Nie plastikowy, tylko taki gumowy z wypchanym brzuszkiem w sam raz do przytulania. Wypiastowałam go równie dobrze jak moje dzieci przez lata kiedy do mnie należał. Niestety kiedy byłam nastolatką mój psiak pogryzl mu dłoń. Tylko, że wtedy to już pies był najważniejszy i nie umiałam się na niego gniewać.

  • Zanim się urodziłam mój tata przywiózł go mojej mamie ze Związku Radzieckiego. Podobno lubiłam go odkąd zaczęłam się interesować zabawkami i został ze mną na długie lata. Pluszowy miś nie miał imienia, nazywałam go po prostu misiem. Był… brzydki, szarobury, wyglądał zawsze na bardzo smutnego. Każde inne dziecko nie zwróciłoby na niego uwagi, ponieważ pośród kolorowych zabawek nie wyróżniał się niczym, poza tym że kochałam go najbardziej ze wszystkich.

  • Figurka żaby Kermit :p siedzącej na walizce, wielkości jakby teraz z jajka niepodzianki, tylko że wtedy nie było jajek niespodzianek , i to było coś , niewiem skąd ją mam , bo mam do dziś, a właściwie teraz ma moja córa, ile się nią wybawiło….. w latach 80,90 jak się już dostało zabawkę to była, jak ja to mówię ,, wybawiona ‘‘ , a nie tak jak teraz , czasem na 5 min :(

  • Niestety, interesowały mnie tylko książki, Nie mogę sobie przypomnieć żadnej sensownej zabawki. Ach mam – waga sklepowa, uwielbiałam się bawić w sklep. Jednak bieganie do biblioteki i do kiosku po nowe gazety to był najlepszy sport i zabawa.

Zostaw komentarz do Barbara Cancel Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz używać tych tagów HTML i atrybutów:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>