785. Wyścig po Złotego Żołędzia i Kochamy Cię, Misiu Tulisiu + KONKURS.

Pozostając w tematyce książek (przypominam o tym wpisie —->  Przegląd nowości i zapowiedzi książkowych dla dzieci), czas na kolejne książki Wydawnictwa Amber, które objęłam patronatem medialnym.

 

 

Ruszamy także z konkursem, którego zasady poznacie pod koniec wpisu.

 

Obie z dzisiejszych książek są kontynuacją serii, które mieliście już okazję poznać. Warto jednak pamiętać, że każdą z tych części można czytać niezależnie od siebie.

 

Książki mają twarde okładki i są dość dużego formatu. Obie dotyczą przyjaźni, tylko nieco inaczej ujętej.

 

Wyścig po Złotego Żołędzia

 

 

Zauroczyła mnie od razu. Nie tylko swoimi ilustracjami, ale także zawartym przekazem.

 

Autorka pokazuje, że nie zawsze trzeba być we wszystkim najlepszym. Czasem warto odpuścić na rzecz czegoś, co tak naprawdę jest ważniejsze. I warto o tym mówić swoim dzieciom już od małego.

 

Można ją kupić np. tu —->  Wyścig po Złotego Żołędzia.

 

 

Kochamy Cię, Misiu Tulisiu

 

 

Dzieci uwielbiają tę serię. Podobnie, jak w poprzednich częściach, Miś Tuliś propaguje tulenie, jako lek dobry na wszystko ;)

 

Tym razem Miś Tuliś martwi się, że nie ma przyjaciela. Okazuje się jednak, że bardzo się mylił.

 

Tekstu jak zawsze jest niewiele, ale ilustracje są ich świetnym uzupełnieniem.

 

Książkę można kupić np. tu —->  Kochamy Cię, Misiu Tulisiu.

 

 

KONKURS

 

Zadanie konkursowe —-> W komentarzu pod tym wpisem, napisz, jaka była Twoja ulubiona zabawa/gra zespołowa z dzieciństwa i dlaczego akurat ta.

 

Bawimy się od 01.10.2019 r. do 10.10.2019 r.

 

Spośród wszystkich zgłoszeń wybiorę 3 osoby, które zgarną zestawy, w skład których wchodzą pokazane w dzisiejszym wpisie książki. Wyniki ogłoszę na dole tego wpisu w ciągu 3 dni od chwili zakończenia konkursu.

 

Przypominam, że komentarze na moim blogu są moderowane. Oznacza to, że Wasze konkursowe zgłoszenie nie będzie od razu widoczne. Powinnam je zaakceptować w ciągu kilku godzin. Jeśli w ciągu 24 h nie pojawiłoby się wśród innych zgłoszeń, napisz do mnie na maila czymzajacmalucha@gmail.com.

 

Ważnym warunkiem zgłoszenia konkursowego jest podanie przy zgłoszeniu swojego adresu e-mail. Wypełniając pola komentarza macie tam odpowiednie miejsce do tego. To ważne, bo później z tego adresu mailowego zwycięzcy będą musieli się ze mną skontaktować.

 

Regulamin konkursu:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Czym zająć Malucha?
2. Konkurs trwa od 01.10.2019 r. do 10.10.2019 r. do godz. 23.59
3. Nagrodami w konkursie są 3 zestawy książek, w skład których wchodzą: Wyścig po Złotego Żołędzia i Kochamy Cię, Misiu Tulisiu.
4. Zgłoszenia konkursowe zostawiacie w komentarzu pod wpisem.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi pod tym wpisem w ciągu 3 dni, a zwycięzcy mają 3 dni na to, aby skontaktować się ze mną mailowo z adresu, który podawali przy zgłoszeniu. Jeśli tego nie zrobią, wybiorę kolejne osoby.
6. Zastrzegam sobie prawo do usunięcia zgłoszenia, które narusza regulamin konkursu lub powszechnie przyjęte normy obyczajowe.
7. Dane osobowe zwycięzcy konkursu będą wykorzystane wyłącznie w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia konkursu zgodnie z regulaminem.

 

Powodzenia!

 

Wyniki! Dziękuję wszystkim za udział. Miło było przenieść się wspomnieniami do dzieciństwa, bo wiele z Waszych zabaw też pamiętam. Tym razem wygrywają Agnieszka, Renq i tata Olka. Zwycięzców proszę o kontakt w ciągu 3 dni na czymzajacmalucha@gmail.com z adresem do wysyłki i telefonem dla kuriera.

 

Mamiczka

O autorce: Mamiczka

Mama Malucha od września 2011 r. Z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i odrobiną szaleństwa. Prawnik z zacięciem medycznym. Studentka naturopatii i dietetyki klinicznej. Partner Eqology. Chcesz zadbać o swoje zdrowie? A może chcesz pracować w moim zespole? Jeśli tak, napisz do mnie na czymzajacmalucha@gmail.com.

13 komentarzy

  • Ja nie miałam jednej, ulubionej zabawy. Nie ważne było co robiliśmy, ważne że razem. Wieczorami, biegaliśmy po lesie z latarkami…bawiąc się w podchody…często rysując strzałki dla zmyłki. Biegaliśmy po osiedlu udając policjantów i złodziei. Na przyczepie/wozie mieliśmy scenę gdzie urządzaliśmy występy artystyczne. Pewnie niejeden sąsiad pamięta jeszcze nasze “my Feluśki dwa….”. Deszcz nam nie przeszkadzał…bo można było śpiewać “Deszczową piosenkę”. Sklep z kasiorą z liści gdzie każdy był “milionerem” i mógł kupić wszystko :) Nasze kółko w grze z Państwami było wielkie i z “milionem” krajów :)
    Do tej pory wspominamy to z nostalgia spotykając się czasem wszyscy razem….choć większość z nas rozjechała się po świecie.

  • Gra w gumę – to wspomnienie jest najsilniejsze. To ona gromadziła dziewczyńską ekipę przy trzepaku lub obok szkoły. Grałyśmy w “Dziesiątki” z podnoszeniem wysokości (kostki, łydki, kolana, uda, pas). Niepotrzebne było organizowanie czasu, nuda szła w odstawkę. Rodzice nie musieli myśleć za nas i podpowiadać, w co się mamy bawić. Te chwile, przerywane szybkim wyskokiem na obiad do domu, były kwintesencją dzieciństwa: beztroskiego, w gronie znajomych, bez komputera, ciągle “na polu” (bo u nas w Krakowie się na pole wychodziło). Bezcenna sprawa.

  • Ulubiona zabawa , która od razu jako pierwsza się przypomina przy okazji takiego pytania to zabawa z dziadkiem w taniec w kółko przy śpiewaniu – w murowanej piwnicy tańcowali zbójnicy… lub tańcowały dwa michały, jeden duży drugi mały , jak ten duży zaczął krążyć to ten mały nie mógł zdążyć….. To była zabawa!!!, takie wariowanie, niezapomniane wspomnienia:)

  • Moją jedną z ulubionych gier z dzieciństwa było Piwko Naprzeciwko – rysowaliśmy na piasku (albo na boisku kredą) kraje i zabieraliśmy je sobie nawzajem. Czy jakoś tak to było ;-) A dlaczego jest moją ulubioną? Bo zawsze zbierało się do niej dużo dzieciaków z okolicy, ta gra łączyła starszych i młodszych bo wszyscy razem grali i jakoś tak najmilej ją wspominam :)

  • W moim przypadku trudno o wskazanie jednej ulubionej zabawy. Wychowałam się w Koninie, mieszkając w bloku, sporo czasu spędzało się zwłaszcza popołudniami na dworze. Gdy teraz wracam wspomnieniami do tego czasu, to z największą nostalgią wspominam grę w klasy, zabawę w “coś w pobliżu na literę …” czy wielogodzinne przesiadywanie na drabinkach i dyskusje na przeróżne tematy. Pamiętam, że w grze w klasy fajne było zdobywanie kolejnych pudełek po paście do butów, które napełnione piaskiem służyły do gry w klasy. Nie raz prosiłam mamę o to czy mogę już zabrać z domu pastę do butów, która co prawda jeszcze się nie skończyła, ale kolejne pudełko było już potrzebne do gry. A z zabawą “coś w pobliżu na literę” kojarzy mi się z kolei, iż był to dobry sposób na rozwój słownictwa u bardzo małych dziewczynek, a u starszych na rozwój kreatywności językowej. Pamiętam, że często niejako przygotowując się do tej zabawy wymyślałam sobie w głowie obiekty na różne litery alfabetu :).
    Chętnie zabawiłabym się w którąś ze wskazanych zabaw w towarzystwie sprzed lat…

  • Ulubiona gra zespołowa z dzieciństwa to ‘baza’ 😊 dwie drużyny próbowały zdobyć zbudowaną bazę między drzewami,która była świetną miejscówką o zabawy.Podział grup – chłopaki na dziewczyny, wiek nie miał znaczenia. Wszystkie chwyty dozwolone, więc pamiętam jak kuzynka chcąc przegonić chłopaków uzbroiła się w pokrzywy ‘zabezpieczone’ liściem chrzanu 😊 oczywiście liść wypadł, a pokrzywy poparzyły ręce. Wspominamy do dzisiaj, bo to było naprawdę świetne dzieciństwo 😀

  • Skakanie w gumę! Godzinami mi się to nie nudziło! Tylko guma musiała być biała, nie ta późniejsza kolorowa, z nieelastycznego sznurka z kiosku :-)

    PS. Jak ja tęsknię za czasami, kiedy udawało się skoczyć “pachy” ;-) teraz tyłek za ciężki nawet na “pas” by był ;-)

  • Moją ulubioną zabawą było granie w gumę. W tamtych czasach kochały to wszystkie głównie dziewczynki, choć i zdarzało się, że grali z nami chłopcy. Do gry potrzeba było minimum trzy osoby, ale to nie był żaden problem znaleźć na osiedlu tyle chętnych. Często z siostrą również jako pomoc wykorzystywałyśmy krzesło, które było słupem trzymającym nam z jednej strony gumę, na której grałyśmy. Zabawa była cudowna, a co najważniejsze spędzaliśmy z przyjaciółmi przy tym mnóstwo czasu!

  • Moja ulubiona zabawa z dzieciństwa to podchody. Dlaczego? Bo była to zabawa, która integrowała chłopców i dziewczyny (chłopcy zazwyczaj grali w piłkę a dziewczyny w gumę). Wszyscy chcieli w niej uczestniczyć, a ponieważ mieszkałam przy wieżowcach, dzieciaków było mnóstwo, więc biegaliśmy chmarami. Wymyślaliśmy różne znaki pozostawiane z kamieni, liści, gałązek czy kredy. Była też wersja z zadaniami, przy której było mnóstwo śmiechu przy wykonywaniu jak i wymyślaniu kreatywnych zadań;) Teren po którym biegalismy był ogromny, cała okolica słyszała nasz śmiech jak gonilismy drugą drużynę. Dużo z nas wspomina takie czasy z nostalgią twierdząc, że współczesne dzieciaki nie potrafią się już tak bawić i siedzą tylko z nosem w smartfonach, ale ja jestem innego zdania. One po prostu mają trudność w dostrzeżeniu radości w prostych zabawach kuszone nowinkami z różnymi “bajerami”, ale czasem wystarczy trochę je tylko nakierowac i trochę podpowiedzieć w co można się pobawić, a jak już sami znajdziemy siłę na taką zabawę to jest duża szansa na sukces. My czasami z mężem sprawiamy, że wszystkie dzieciaki na naszym placu zabaw bawią się w berka lub sklepik, tylko trzeba wykrzesać z siebie trochę energii i dać im dobry przykład- pobiegać z nimi lub wcielić się w rolę klienta z długą listą zakupów;)

  • W dzieciństwie w dużych zespołach to najbardziej pamiętam zabawę w chowanego, dzięki temu każdy maluch, większy, czy mniejszy umiał liczyć co najmniej do dziesięciu. Każdy znał “raz dwa trzy za siebie” i każdy umiał szybko biegać jak lampart i cichutko siedzieć jak ‘myszka ciszka’. To była zabawa którą najbardziej wspominam, bo wszyscy bawili się razem, czy się lubi czy nie i nikt na to nie patrzył. Natomiast podgrupach przychodzi mi na myśl budowanie z klocków lego. Zawsze towarzyszyła temu jakaś fajna historia, która zaczynała się tak samo ale za każdym razem miała inne zakończenie. Nawet wtedy człowiek nie wiedział że ćwiczy wyobraźnię i inne ważne rzeczy.
    Teraz jak obserwuję moich chłopców to czasem widzę siebie jak z siostrą właśnie budujemy nowy świat klockowy i chociaż to było ze 30 lat temu, to obecnie nic się nie zmieniło, może miałyśmy mniej klocków, ale zabawa była przednia i tak !

  • Moja ulubiona zabawa z dzieciństwa to “Dwa ognie” – w skrócie: gra polegała na próbie trafienia piłką w osoby będące w drużynie przeciwnej. Ja zawsze starałam się być w drużynie przeciwnej niż Marek, kolega, który mi się podobał i starałam się tak biegać po boisku, by mnie właśnie on trafił piłką :-) Poza tym bardzo lubiłam całą tę organizację przed grą: wybieranie drużyn, sędziego, ustalanie zasad. I to, że w tej grze wiek, płeć, nasze cechy charakteru nie miały znaczenia, czym więcej nas było tym lepiej i dbaliśmy o członków naszej wspólnej drużyny, nawet jeśli na co dzień nie zawsze za sobą przepadaliśmy ;-) Starsi chłopcy, którzy z nami grali imponowali mi, że nie traktowali nas jak małolaty, tylko uczyli i pokazywali gdzie stać na boisku, jak unikać lecącej piłki itp. Oj fanie było … i dużo się nauczyłam.

  • Gra w kapsle – Wyścig Pokoju.
    Moja banda (a było nas 5) bardzo dbała o swoje kapsle. Całą energię wkładaliśmy w budowę torów, na których to stawialiśmy zbiorniki wodne, nasypy i wyskocznie z piasku. Celem lepszego poślizgu kapsli polerowaliśmy je pocierając o chodniki. Marzyłem by być jak Szczurowski. Pamiętam burę jaką dostałem od rodziców, bowiem z encyklopedii (należała do mojej starszej siostry) wyciąłem flagę Polski i wkleiłem w kapsel. Gra nas jednoczyła, ale i często potrafiła poróżnić(nikt z nas nie lubił przegrywać). Nasz Wyścig Pokoju nie zawsze był pokojowy :) Do dziś jednak sentyment wraca, kiedy mam w dłoni kapsel.

  • Ulubiona gra to “Klipka do tysiąca”. Grana w dzieciństwie zaraz po szkole. Nie trzeba było telefonów, konsol, komputerów, ba nawet piłki, wystarczył patyk i dwie cegłówki. Umawialiśmy się na konkretną godzinę po lekcjach, dzieliliśmy się na 2 drużyny i… bawiliśmy się na świeżym powietrzu wybijając dłuższym kijem, krótszy patyk w powietrze przed siebie, liczyliśmy punkty bez kalkulatorów. Chętnie wracam do tych wspomnień, gdyż później rzadko która gra łączyła by znajomych, i tych wysportowanych i tych nie, która wyciągała z domu bez żadnych problemów i nie wymagała konkretnych wymiarów placu do gry. Ostatnio nawet pytałem w pracy czy pamiętają tą grę. Każdy pamiętał rozgrywki, ale szczegółowych zasad już nie mógł sobie przypomieć. Jeden kolega z sąsiedniej miejscowości opowiadał nawet o jednym z graczy co złapał patyk… w zęby :-D Ech to były czasy…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz używać tych tagów HTML i atrybutów:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>