600. Szczepionki, nie daj się zwariować – opinia o książce okiem antyszczepionkowca.

Nie lubię określenia antyszczepionkowiec, ale już się do niego przyzwyczaiłam. Wolę określenie przeciwniczka szczepień, chociaż i ono nie oddaje do końca moich poglądów na ten temat. O moim stosunku do szczepień i o tym, dlaczego przestałam szczepić Malucha pisałam tu —> KLIK i tu —-> KLIK.

W moim otoczeniu zdecydowana większość osób to zwolennicy szczepień. Wśród nich są również osoby mocno proszczepienne, które za każde złe słowo na temat szczepień mogłyby wydłubać oczy ;) Jeszcze kilka lat temu ja także zaliczałam się do tej grupy. Szczepienia uważałam za cud medycyny, a słowa lekarza za święte. Życie jednak zweryfikowało moje poglądy na ten temat. To, co słyszę od lekarza nie jest już dla mnie niczym pewnym (o moich przebojach ze zdrowiem i konowałach, na jakich trafiałam, pisałam Wam jakiś czas temu we wpisie o neuroboreliozie —-> KLIK). Mimo tych różnic w podejściu do szczepień nie dochodzi między mną a znajomymi do kłótni na tym tle. Staramy się po prostu omijać ten temat, żeby wzajemnie nie podnosić sobie ciśnienia i przede wszystkim szanujemy swoje poglądy w tej kwestii. Nie jestem fanatyczką i nigdy nie namawiam nikogo do tego, żeby nie szczepić. To indywidualna decyzja każdego z rodziców, którą należy podejmować analizując stan zdrowia i rozwój konkretnego dziecka. I doskonale wiem, jak trudne są to wybory.

Czytam bardzo dużo na ten temat. Wbrew powszechnym opiniom osób proszczepiennych, antyszczepionkowcy czytają nie tylko to, co znajdą w internecie ;) Kupuję wszelkie książki na ten temat, zarówno te, które nawołują do szczepień, jak i te, które przedstawiają drugą stronę medalu. Po prostu uważam, że wiedzy na ten temat nigdy za wiele. Moje stanowisko na temat szczepień i tak jest już ugruntowane i się nie zmieni.

Ostatnio zauważyłam u kilku blogujących koleżanek, że zabierają się za lekturę nowej książki o tej tematyce “Szczepionki nie daj się zwariować” Izabeli Filc-Redlińskiej.

książka o szczepionkach opinia

 

Kiedy zobaczyłam na okładce zdanie “wiarygodnie o szczepieniach dzieci” zaczęłam się śmiać. Czułam, w którym kierunku ta “wiarygodność” będzie szła i przyznaję, że od razu byłam negatywnie nastawiona do tej książki. Mimo tego, zdecydowałam się ją kupić i przeczytać.

Tak jak przypuszczałam, książka jest w zasadzie proszczepienna, ale autorka zawarła tam kilka istotnych fragmentów, które mogą dać do myślenia wahającym się rodzicom. To mi się spodobało, bo widzę, że autorka naprawdę się przyłożyła i poświęciła sporo czasu, żeby zebrać materiał do tej książki.

Oczywiście, tak jak przy innych książkach zachęcających do szczepień, czytaniu towarzyszy atmosfera strachu. Fragmenty o poszczególnych chorobach i ich powikłaniach mogą wzbudzać w czytelnikach lęk, który powoduje, że najchętniej rzuciliby książkę w kąt i od razu pobiegli do przychodni, żeby podać im wszelkie dopuszczone do obrotu szczepienia. To normalne, bo nawet u osoby z takimi poglądami jak ja, włącza się w takich momentach zawahanie. Trwało to jednak u mnie tylko chwilę, bo szybko przypomniałam sobie, dlaczego przestałam szczepić ;)

Zacytuję Wam tutaj tylko kilka fragmentów, dzięki którym autorka książki zyskała moją sympatię.

Zacznę od tego, że bezpośrednio po urodzeniu, noworodek nie ma jeszcze szczelnej bariery krew-mózg, dlatego w wielu krajach już dawno odeszło się od szczepienia dzieci w pierwszej dobie życia. Szczepienia zaczynają się tam np. od 3 miesiąca życia. U nas w pierwszej dobie życia dziecko otrzymuje aż dwie szczepionki (przeciwko gruźlicy i żółtaczce). Mój Maluch zresztą też je otrzymał i gdybym mogła cofnąć czas, nie zgodziłabym się na podanie żadnej z nich. Jestem pewna (na 100%!!), że zdecydowana większość rodziców nie ma pojęcia o tym, że szczepionka podawana ich dzieciomzapobiega najgroźniejszym postaciom gruźlicy, tj. gruźliczemu zapaleniu opon i prosówce (…), ale nie zapobiega gruźlicy płuc“. Jeśli ten wątek Was interesuje, to poczytajcie sobie, jak często występuje u nas gruźlicze zapalenie opon :/ Za to gruźlica płuc w niektórych kręgach szaleje. Ale co z tego, skoro szczepionka i tak przed tym nie chroni, o czym nikt już głośno nie mówi.

A wiecie, dlaczego u nas nadal szczepi się dzieci w pierwszej dobie, pomimo tego, że lekarze dobrze wiedzą, że z uwagi na przekraczanie bariery krew-mózg nie jest to najlepsze rozwiązanie? Autorka napisała o tym wprost: “Gdyby się jednak uprzeć i przesunąć szczepienia przeciwko gruźlicy na pierwsze tygodnie życia, wymagałoby to kilku większych zmian. Po pierwsze, zorganizowania systemu szczepień poza oddziałami położniczymi, czyli w praktyce przeszkolenia tysięcy pielęgniarek. Zastrzyk przeciwko gruźlicy jest bowiem najtrudniejszy z wszystkich i jego wykonanie wymaga nie lada umiejętności – musi zostać podany precyzyjnie niemal co do milimetra (podany za płytko nie zadziała, a podany za głęboko może spowodować efekty niepożądane). Po drugie, wpłynięcia na producenta, by zaczął wytwarzać szczepionkę w pojedynczych dawkach. Obecnie Biomed Lublin produkuje ją wyłącznie w opakowaniach 10-dawkowych, a więc po zaszczepieniu jednego dziecka w przychodni resztę zawartości opakowania trzeba by wyrzucić. Żadna placówka nie pozwoli sobie na takie marnotrawstwo.Wyciągnięcie wniosków z tego fragmentu zostawiam dla Was. Dla mnie sam fakt, że kasa jest ważniejsza niż życie i zdrowie dzieci (którym szczepionka podana w pierwszej dobie może bardzo zaszkodzić, zwłaszcza jeśli cierpią na zaburzenia odporności, co u nas nie jest sprawdzane) jest wystarczającym argumentem do tego, żeby podchodzić bardziej sceptycznie do tego, co funduje nam służba zdrowia.

Warto też zwrócić uwagę na to, że: “Zmieniono schemat niektórych szczepień, np. jeszcze do niedawna zastrzyk przeciwko gruźlicy był podawany do 18. roku życia aż siedmiokrotnie (!), dzisiaj tylko raz. Powód? Brak dowodów na to, aby dawki przypominające dawały dodatkową ochronę, i wiele dowodów na to, że mogą zwiększać ryzyko działań niepożądanych“. Jestem pewna, że to samo będzie z innymi szczepionkami, które teraz przez wielu uznawane są za cud medycyny. Szkoda tylko, że do tego czasu ucierpi wiele dzieci, a ich rodzice będą w osamotnieniu próbowali wyciągnąć je z tego bagna.

A tu bardzo ciekawy fragment odnośnie szczepień na krztusiec: “Stara szczepionka zawiera zabite, ale całe komórki bakterii (stąd jej nazwa pełnokomórkowa). Nowa – tylko jej wybrane fragmenty, które odpowiadają za wzbudzenie odporności (stąd nazwa niepełnokomórkowa). To tak, jakby do koktajlu mlecznego wrzucić kilka całych malin albo tylko kilka wybranych korali tego owocu. W praktyce różnica między obydwoma szczepionkami jest kolosalna. Stara wywołuje dużo więcej odczynów poszczepiennych – najwięcej spośród wszystkich stosowanych dzisiaj szczepionek. Z tego powodu stworzono właśnie nowszą i bezpieczniejszą wersję. Z czasem okazało się, że również ona nie jest bez wad. Owszem, zapobiega zachorowaniu na krztusiec, ale nie nosicielstwu. Oznacza to, że zaszczepiony człowiek może dalej roznosić bakterię, a to z kolei sprzyja jej mutowaniu się – a więc utrudnia z nią walkę w przyszłości. Tego problemu (nosicielstwa i roznoszenia bakterii) nie ma przy starej szczepionce, która jednak jest wycofywana z użycia ze względów bezpieczeństwa. Polska jest w tej chwili jedynym państwem w Europie, które wciąż ją stosuje. Powód? Niska cena i producent – polska firma farmaceutyczna“. Kolejny przykład tego, że kasa musi się zgadzać ;) A to, że dzieci mają skutki uboczne? A kogo to obchodzi. Ten fragment mówi o jeszcze jednej bardzo istotnej sprawie. Obala mit tzw. odporności zbiorowej. Autorka wprost napisała, że dziecko zaszczepione bezpieczniejszą wersją szczepionki, nadal może być nosicielem i zarażać innych. O tym niestety też się głośno nie mówi, powielając mit, że dzieci niezaszczepione korzystają z tego, że inni się szczepią.

To samo dotyczy szczepionki na polio. Szczepionka doustna (OPV) zapobiega nosicielstwu, ale “u dziecka i osób z jego bliskiego otoczenia istnieje ryzyko wystąpienia porażenia związanego ze szczepieniem“. Szczepionka w zastrzyku (IPV) nie zapobiega nosicielstwu. “W przypadku zakażenia osoba zaszczepiona nie zachoruje, ale w jej przewodzie pokarmowym może dochodzić do namnażania się dzikiego wirusa, a w konsekwencji do roznoszenia go dalej“.

Dość obszernie został również poruszony wątek zgłaszania NOP-ów. Wielu rodziców nie wie, że lekarze mają obowiązek w ciągu 24 h zgłosić do sanepidu NOP lub jego podejrzenie. Dają się zbywać, nad czym ubolewam. W ten sposób statystyki niepożądanych odczynów poszczepiennych nigdy nie będą wiarygodne.

Jako ciekawostkę zacytuję tu ten fragment: “Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) pobyt dziecka w szpitalu wystarczy, aby mówić o ciężkim NOP-ie. W polskiej rzeczywistości hospitalizacja nie zawsze oznacza, że doszło do groźnej reakcji“. Wcale nie jestem tym zaskoczona :/

I tu kolejny bardzo ważny fragment, z wypowiedzią dr Pawła Grzesiowskiego (bardzo znany lekarz, będący zwolennikiem szczepień): “Jego zdaniem wykrywamy tylko około 10-20 proc. niepożądanych odczynów poszczepiennych. Reszta nam ucieka. Dowód? Lektura Charakterystyki produktu leczniczego (ChPL) – jest to ogólnodostępny dokument, rozbudowana wersja ulotki informacyjnej dołączonej do leku. ChPL ma każda szczepionka. Można się z niego m.in. dowiedzieć, jak często dany preparat wywoływał niepożądane odczyny poszczepienne w badaniach klinicznych wykonanych przez producenta przed rejestracją. Okazuje się, że figurujące tam dane różnią się od oficjalnych statystyk NOP-ów. (…) Polski system monitorowania NOP ma charakter bierny i na tym polega jego słabość (…)“. I jeszcze jeden fragment: “Nie bez znaczenia jest również to, że polscy lekarze nie palą się do zgłaszania NOP-ów – część z braku świadomości (mają kłopoty z rozpoznaniem, nie znają procedur zgłaszania), a część ze strachu, że będzie to jednoznaczne ze złożeniem donosu na samego siebie. Skoro bowiem szczepionka zaszkodziła, niektórzy mogą uznać, że został popełniony jakiś błąd podczas jej podania lub wręcz nie powinna ona zostać podana, a zatem dziecko zostało błędnie zakwalifikowane do szczepienia“. Niestety, taka jest polska rzeczywistość. Kwalifikacja do szczepienia opiera się na osłuchaniu płuc, zerknięcia w gardło, pytaniu czy dziecko gorączkuje i to wszystko. W ten sposób można doprowadzić do tragedii, kiedy zaszczepi się np. dziecko z trwającą ospą, która jeszcze nie wyrzuciła swojej wysypki. I nie jest to przykład z kosmosu, tylko z mojego najbliższego otoczenia. Dlatego nie mam absolutnie zaufania do naszej służby zdrowia i lekarze/pielęgniarki z przychodni nie są dla mnie żadnym partnerem do rozmów o szczepieniach. Ich nie obchodzi życie i zdrowie mojego dziecka, tylko ochrona własnej dupy.

Na koniec ważna informacja! Od listopada 2013 r. rodzicom przysługuje prawo zawiadamiania o powikłaniach po szczepieniu Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Nie jest tu wymagane potwierdzenie wystąpienia NOP-u przez lekarza.

Reasumując, mimo tego, że w większości fragmentów nie zgadzam się z autorką, to polecam Wam tę książkę. Naprawdę warto ją przeczytać. To jedna z najlepszych książek o tej tematyce, jaką czytałam. Jest napisana w lekki sposób, co sprawiło, że pochłonęłam ją w jeden wieczór. Rodziców proszczepiennych utwierdzi w ich poglądach, antyszczepionkowców bardziej rozbawi, a rodzicom wahającym się, którzy dopuszczają do siebie argumenty, że szczepienia nie zawsze są zbawienne, niektóre fragmenty mogą jeszcze bardziej otworzyć oczy.

Książkę można kupić np. tu ——> KLIK.

mamiczka_logo

Mamiczka

O autorce: Mamiczka

Mama Malucha od września 2011 r. Z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i odrobiną szaleństwa. Prawnik z zacięciem medycznym. Studentka naturopatii i dietetyki klinicznej. Partner Eqology. Chcesz zadbać o swoje zdrowie? A może chcesz pracować w moim zespole? Jeśli tak, napisz do mnie na czymzajacmalucha@gmail.com.

21 komentarzy

  • Szczepienia to trudny temat, ale im więcej się o nich wie tym trudniej zaszczepić swoje dziecko. Mój starszy syn szczepiony do mmr , młodszy nieszczepiony ma 4 miesiące. Tylko jak walczyć z systemem?

      • Tak tylko jak walczyć, żeby kar na nas nie nakładali, żeby nas nie nękali i dali nam spokój, bo walczyć tak przez 18 lat?!

        • Mamiczka

          Ja korzystam z porad ze strony Stop Nop. Niestety dopóki nie zostanie zmieniona ustawa (a na to się nie zanosi), trzeba mieć nerwy ze stali.

  • Miniowe Szczescie

    Szczepionki temat rzeka. Podobnie jak Ty staram sie nie poruszac tych tematow,bo zawsze koncza sie podobnie.
    Moze napisze jak to wyglada w Irlandii.
    Noworodek nie szczepiony jest po urodzeniu na nic ( pamietam jak panikowalam,ze w moim hrabstwie nie szczepia na gruzlice,bo nie zanotowali zadnego przypadku od x lat). Nie szczepia w ogole na zoltaczke (moje dzieci byly zoltawe jeszcze miesiac po urodzeniu). Pierwsza szczepionke otrzymali w wieku 2 miesiecy.

    Gdybym mogla cofnac czas to nie szczepilabym ich wcale.
    Pracuje w branzy medycznej. Mam dostep do lekarskich raportow I skierowan na poszczegolne przeswietlenia ( pracuje przy rezonansie magnetycznym I tomografie komputerowym).
    Kilkakrotnie przeczytalam o bardzo groznych powikladniach u pacjentow po szczepionce na grype, ptasia grype lub swinska.

    Poza tym glosno u Nas o szczepionce dla nastolatek ( dobrowolna) chroniaca je przed rakiem szyjki macicy. Ponad 800 dziewczynek przykutych jest do lozek, ma nieodwracalne zmiany w mozgu, nie maja sily sie ruszyc, jesc, pic …szczepienie zamienilo ich zycie w koszmar!

    A najgorsze jest to,ze wykonujac szczepienie dziecku podpisujesz papier w ktorym zdajesz sobie sprawe,ze w razie powiklan nie nalezy Ci sie zadna rekompensata za uszczerbek na zdrowiu lub smierc dziecka. U nas czarno na bialym napisane jest rownie,ze szczepionki zawieraja sladowe ilosc rteci,ale sa tak niskie,ze nie wymotowano zadnego niebezpieczenstwa,wiec stosowanie ich jest bezpieczne.

    • Mamiczka

      Ja na sobie sprawdziłam z czym się wiąże przyjęcie szczepionki na grypę :/ Nie wspominając już o tym, że przed szczepieniem nikt się nie pofatygował, żeby zapytać czy nie jestem uczulona na białko kurze (a jestem). Wtedy jeszcze nie czytałam ulotek szczepionek. Nie czytałam ich również wtedy, jak mój Maluch był szczepiony. Dziś zastanawiam się nad tym, jak mogłam być tak zaślepiona, żeby nawet przed podaniem mojemu dziecku szczepionki nie przeczytać ulotki! A przecież czytam je przy każdym leku. Tak to jest jak się ślepo ufa lekarzom. A oni bardzo często nawet nie znają przeciwwskazań do szczepień, nie mówiąc już o możliwych skutkach ubocznych. A szczepionka na HPV jest już i u nas :/

  • To jest bardzo kontrowersyjny temat. No niestety znam matke, która nie zaszczepiła dziecka przeciwko pneumokokom i dziecko jakiś czas potem zachorowało i zmarło (gdyby było zaszczepione może by przeżyło)

    • Szczepienia to bardzo kontrowersyjny temat, i założę się, że każdy rodzic przechodzi swoje decydując lub nie decydując się na szczepienie. Nie każdy też wie, gdzie szukać informacji, nie każdy trafił na lekarza, który odpowie na wszystkie pytania a nie będzie żądał lub nakazywał. W internecie opinie są od Sasa do lasa, książki – też nie zawsze są wiarygodnym źródłem. Kampanie społeczne tak jak znane “Pneumokokom mówimy szczepimy” czy Stop Pneumokokom czy jeszcze jakieś inne również mają swoje wady. Wydaje mi się, że trzeba komuś zaufać bo wszędzie można wywęszyć spiski.

    • Mamiczka

      Nigdy się nie da przewidzieć, czy dziecko na coś zachoruje. Żadna szczepionka również nie daje gwarancji, że nie dojdzie do zachorowania. A powikłania po chorobach zdarzają się zarówno u dzieci szczepionych, jak i nieszczepionych. Temat jest niestety trudny.

  • Ahh ja wolę nie wypowiadać się w temacie szczepień. Za dużo emocji :) Nie ma co liczyć na rozmowę na poziomie,bo zawsze wyjdzie jakiś kwas. Chcę doczekać tego dnia gdy przy konfrontacji przeciwnik przymusowych szczepień kontra osoba proszczepienna potrafią normalnie pogadać,bez obelg i wyrzucania sobie kto jest gorszą a kto lepszą matką. Każdy rodzic kocha swoje dziecko i wybiera dla niego mniejsze zło :) Ale niech to będzie świadomy wybór a nie po obejrzeniu kilku reklam w telewizji. Pozdrawiam !

    • Mamiczka

      Mam nadzieję, że kiedyś będzie można rozmawiać o tym w miarę spokojnie :) Chociaż fanatycy są po obu stronach, więc może być to trudne.

  • Pięknie to napisałaś. Powiem Ci, że ja też kiedyś nie wiedziałam, na co i czym szczepią moje dziecko – ulotkę czytałam w ostatniej chwili, przed wejściem do gabinetu, skupiałam się na powikłaniach.. robiłam wielkie oczy, ale wmawiałam sobie, że przecież każdy produkt leczniczy, wywołuje jakieś skutki uboczne. Informacja od naszej pediatry o szczepieniach wyglądała mniej więcej tak: szczepionki chronią przed wieloma chorobami, które mają straszliwe powikłania (i tutaj następowało wymienianie różnych szczepionek). A na koniec jeszcze z całego serca polecała szczepionkę przeciwko rakowi szyjki macicy – dziewczynkom i chłopcom. Amen. A że dziecku w miejscu wkłucia spuchło pół nogi? “Pani to normalne, tak jest, nic nie trzeba zgłaszać” Ekhym. Jestem teraz w ciąży, więc temat szczepień powraca, czytam, czytam, oglądam filmy, reportaże.. Ciągle mam wrażenie, że wiem za mało. Ostatnio moja ginekolog zaczęła się drzeć, że “w warszawie to z odrą po ulicach jeżdżą, zarażają, ludzie przez nich poumierają, powinni ich -rodziców- do więzienia wsadzać, kary dowalać, takie żeby nigdy się nie wypłacili..” Odra Medialna, jak widać, odniosła skutek. Dobrze, że ta pani potrzebna jest mi tylko do prowadzenia ciąży i pediatrą nie jest. Wydaje mi się, że niektórzy pozjadali wszystkie rozumy, wszystko wiedzą i nie widzą drugiej strony medalu, nie widzą jakie uchybienia są polskim systemie, że niektórzy nie szczepią, bo nie mogą – np. ich dzieci miały powikłania po szczepionkach. Nie szczepią “nie bo nie”, ale dlatego że mają ku temu ważne powody. Dobra – trochę się wygadałam. Można by tak cały dzień pisać….

    • Mamiczka

      Niestety w Polsce jeszcze długo temat szczepień będzie się opierał na wywoływaniu w ludziach strachu. Bo strach zaburza logiczne myślenie i wtedy zdajemy się na to, co mówią inni. Jak w TV mówią, że odra szaleje i że zachorowały na nią tylko osoby niezaszczepione, to znaczy, że tak jest. A to przecież była nieprawda. Jak się okazało, jeśli osoba nie ma przy sobie książeczki zdrowia z wpisem o szczepieniu traktowana jest jako osoba niezaszczepiona. I nikt się potem już w to nie bawi, żeby to prostować publicznie. Bo część osób faktycznie była nieszczepiona, ale druga część normalnie przeszła szczepienie na odrę. Niestety z uwagi na to, że teraz w Sejmie zajmowano się sprawą tego, aby znieść obowiązek szczepień, aby było tak jak w innych krajach europejskich, to media zadbały o to, żeby zrobić szum koło powrotu chorób, przed którymi ich zdaniem może nas uchronić jedynie szczepienie. A nikt już nie wspomni, że tak jak w przypadku innych chorób, podstawą jest dobry i sprawny układ odpornościowy. Że nie każdy kontakt z patogenem wiąże się od razu z zachorowaniem. Temat rzeka. Wciąż jednak liczę na to, że kiedyś przyjdzie ten dzień, kiedy o szczepieniach będzie można porozmawiać merytorycznie, na spokojnie. Bez wzajemnego nakręcania się. Po to, aby każdy rodzic mógł samodzielnie i racjonalnie podjąć właściwą decyzję o tym, co dla jego dziecka jest najlepsze. Zdaje się, że chyba w Szwecji kalendarz szczepień jest sensownie rozpisany, dzięki czemu nie podaje się szczepień u maluszków, u których nie jest jeszcze dostatecznie zablokowana bariera krew-mózg. U nas niestety liczy się tylko to, że jedynie personel szpitalny potrafi podać szczepionkę śródskórnie. I brak środków na przeszkolenie personelu w przychodniach powoduje, że ładuje się w noworodki taką petardę, że dziecko z jakąś dysfunkcją ma niewielkie szanse na to, że wyjdzie z tego bez uszczerbku. A wystarczyłoby odczekać chociaż te 3 miesiące. Nie mówiąc już o tym, że jeszcze długo nasze społeczeństwo będzie przekonane, że szczepi na gruźlicę płuc :/

  • ” Owszem, zapobiega zachorowaniu na krztusiec, ale nie nosicielstwu. Oznacza to, że zaszczepiony człowiek może dalej roznosić bakterię”- szczepienia są na choroby wirusowe. Czepiam się? Nie, po prostu jeśli już Pani wypowiada się w drażliwej kwestii szczepień, warto baczyć na takie szczegóły

    • Mamiczka

      To był przecież cytat z książki, nie moje słowa. Miałam zmieniać czyjąś wypowiedź? Po co? :D Przecież wyraźnie widać, że to było cytowanie.

Zostaw komentarz do Mamiczka Cancel Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz używać tych tagów HTML i atrybutów:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>