742. Kolejne książki, które objęłam patronatem medialnym + KONKURS!

Pozostajemy jeszcze w tematyce książek dla dzieci. Czas na pokazanie Wam kolejnych ciekawych książek dla dzieci Wydawnictwa Amber, które objęłam patronatem medialnym. Tradycyjnie pod koniec wpisu jest dla Was także konkurs, w którym będziecie mogli zgarnąć zestawy książek pokazanych w tym wpisie.

 

 

Jak zwykle, książki mają twarde okładki i są dość dużego formatu. Część z tych bohaterów znacie z poprzednich części, ale pojawili się także nowi.

 

Książki są przeznaczone dla dzieci w przedziale wiekowym 3-5 lat, ale pamiętajcie, że to tylko granica umowna i wybierając książki dla swojego dziecka najlepiej kierować się jego indywidualnymi zainteresowaniami.

 

Wszystkie z tych książek są obecnie w bardzo okazyjnych cenach bezpośrednio na stronie wydawnictwa. Przy każdej z nich podam Wam link. Warto skorzystać. Pamiętajcie również o tym, że w tym wydawnictwie są nie tylko książki dla dzieci. Są też ciekawe książki dla dorosłych. Moją uwagę przyciągnęły np. te: Świat naszych ptaków —>  KLIK, 50 bitew, które zmieniły świat —>  KLIK (w sam raz na prezent dla fana tematyki), Nasz wpływowy i uległy umysł —->  KLIK, Rozmowa ze zwierzętami —>  KLIK i Diler Hitlera —->  KLIK (to może być hit). Więcej nie przeglądałam, bo jestem aktualnie na odwyku książkowym i przerzuciłam się na czytnik z ebookami, bo za dużo przepuszczałam kasy na książki papierowe ;) Co oczywiście nie oznacza, że zaprzestanę całkowicie kupowania książek w takiej formie, ale liczę na to, że jednak nieco ograniczę to swoje szaleństwo.

 

Bądź dzielny pingwinku

 

 

Jest to książka autora książki Żyrafy nie umieją tańczyć, którą pokazywałam Wam tu —>  KLIK.

 

Tekstu jest bardzo mało. Główny bohater, pingwinek, chciałby się bawić ze swoimi przyjaciółmi, ale boi się wody. Udaje mu się jednak pokonać lęk, dzięki zachętom mamy. Tata pingwina uznał, że obawa syna jest śmieszna, co nie do końca mi się spodobało ;) Jestem raczej za wspieraniem dziecka, niż wytykaniem mu jego słabości. Tekst można wykorzystać do rozmów z dzieckiem o jego lękach czy obawach. Lubię książki, w których przewija się wątek matczynej miłości i opiekuńczości ;) Zawsze mnie to rozczula.

 

Można ją kupić np. tu —>  KLIK.

 

 

Wielka przygoda Jeżyka

 

 

To moja ulubiona książka z tego zestawienia. Zauroczyły mnie głównie ilustracje.

 

Tu również pojawia się wątek matczynej miłości. Mama Jeżyka nie jest jednak nadopiekuńcza (moje przeciwieństwo ;)) i wysyła syna w samotną podróż. Jeżyk okazuje się być dzielnym maluchem i świetnie daje sobie radę.

 

Można ją kupić np. tu —->  KLIK.

 

 

Za dużo zimowych zabaw

 

 

Poprzednią część, o marchewkach, pokazywałam Wam tu —>  KLIK.

 

Tym razem to żółw gra pierwsze skrzypce. Ta historyjka od razu mi się skojarzyła z jedną z naszych ulubionych książek Wydawnictwa Tako “O żółwiu, który chciał spać”. Pokazywałam Wam ją tu —> KLIK. Tekst jest tutaj wesoły, chociaż jest go niewiele. Duży plus za świetne ilustracje, które rewelacyjnie uzupełniają tekst.

 

Można ją kupić np. tu —->  KLIK.

 

 

Święta Misia Tulisia

 

 

To już trzecia część przygód Misia Tulisia. Poprzednie pokazywałam Wam tu —>  KLIK i tu —->  KLIK.

 

Tekst jak zawsze jest krótki. Wiadomo, że głównym motywem jest przytulanie. Jest także rzucanie śnieżkami, lepienie bałwana i pomoc małemu reniferkowi. Na końcu dzieci się dowiadują, co można robić w czasie Świąt Bożego Narodzenia.

 

Można ją kupić np. tu —>  KLIK.

 

 

KONKURS

 

Niedługo skończą mi się pomysły na zadania konkursowe ;)

 

Do wygrania są 3 komplety książek, które pokazałam w tym wpisie.

 

W komentarzu pod tym wpisem napisz, co najmilej wspominasz z relacji ze swoją przyjaciółką/przyjacielem z dzieciństwa. Po prostu wróćcie wspomnieniami do tamtych czasów i napiszcie, co Wam jako pierwsze przychodzi do głowy.

 

Bawimy się od dzisiaj, tj. 10.01.2019 r. do 16.01.2019 r. do godz. 23.59. Spośród wszystkich zgłoszeń wybiorę 3 osoby, które zgarną nagrody. Wyniki tradycyjnie ogłoszę na dole tego wpisu w ciągu 3 dni od chwili zakończenia konkursu.

 

Formalnie tylko przypominam, że komentarze na moim blogu są moderowane. Oznacza to, że Wasze konkursowe zgłoszenie nie będzie od razu widoczne. Powinnam je zaakceptować w ciągu kilku godzin. Jeśli w ciągu 24 h nie pojawiłoby się wśród innych zgłoszeń, napisz do mnie na maila czymzajacmalucha@gmail.com.

 

Warunkiem prawidłowego zgłoszenia konkursowego jest podanie przy zgłoszeniu swojego adresu e-mail. Wypełniając pola komentarza macie tam odpowiednie miejsce do tego. To ważne, bo później z tego adresu mailowego zwycięzcy będą musieli się ze mną skontaktować. UWAGA! Nie wpisujcie swojego maila w treści zgłoszenia konkursowego (tylko w odpowiednim do tego polu – chodzi o kwestie bezpieczeństwa danych i RODO).

 

Regulamin konkursu:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Czym zająć Malucha?
2. Konkurs trwa od 10.01.2019 r. do 16.01.2019 r. do godz. 23.59
3. Nagrodami w konkursie są 3 komplety książek Wydawnictwa Amber. W skład każdego zestawu wchodzą książki: Bądź dzielny pingwinku, Wielka przygoda Jeżyka, Za dużo zimowych zabaw i Święta Misia Tulisia.
4. Zgłoszenia konkursowe zostawiacie w komentarzu pod wpisem.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi pod tym wpisem w ciągu 3 dni, a zwycięzcy mają 3 dni na to, aby skontaktować się ze mną mailowo z adresu, który podawali przy zgłoszeniu. Jeśli tego nie zrobią, wybiorę kolejne osoby.
6. Zastrzegam sobie prawo do usunięcia zgłoszenia, które narusza regulamin konkursu lub powszechnie przyjęte normy obyczajowe.
7. Dane osobowe zwycięzcy konkursu będą wykorzystane wyłącznie w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia konkursu zgodnie z regulaminem.

 

Powodzenia!

 

Wyniki. Dziękuję wszystkim za udział w konkursie :) Miło było poczytać Wasze wspomnienia. Tym razem wygrywają Anna K, Gosia-Mama przedszkolaków i Aga. Proszę o kontakt ze mną na maila czymzajacmalucha@gmail.com z adresem do wysyłki i telefonem dla kuriera.

 

Mamiczka

O autorce: Mamiczka

Mama Malucha od września 2011 r. Z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i odrobiną szaleństwa. Prawnik z zacięciem medycznym. Studentka naturopatii i dietetyki klinicznej. Partner Eqology. Chcesz zadbać o swoje zdrowie? A może chcesz pracować w moim zespole? Jeśli tak, napisz do mnie na czymzajacmalucha@gmail.com.

26 komentarzy

  • Moja przyjaciółka z dzieciństwa chodziła ze mną do podstawówki. Dla mnie najważniejsze zawsze było to, że mogłyśmy rozmawiać godzinami i nigdy się ze sobą nie nudziłyśmy. Najbardziej zapadło mi w pamięć to, że potrafiłyśmy prawie codziennie przez godzinę albo i dłużej wzajemnie odprowadzać się do domu (mieszkałyśmy w odległości 15 minut marszu od siebie, a szkoła znajdowała się dokładnie pośrodku tej drogi). Po prostu nie mogłyśmy się nagadać :-)

  • Zasmuciło mnie trochę pytanie konkursowe bo mojej przyjaciółki z dzieciństwa nie ma już wśród nas :(
    Za każdym razem gdy przechodzę obok drzwi jej mieszkania (mimo że mieszka tam już ktoś inny) mam wrażenie że zaraz wyskoczy na korytarz z pytaniem „a ty dzie?” To był nasz rytuał już jako dorosłych a w dzieciństwie grałyśmy w gumę, dokuczałyśmy sąsiadom. Raz Iza zgubiła klucz od domu-wpadł jej w śniegową pokrywę, chyba napadało wtedy ponad metr. Szukałyśmy tego klucza aż się ściemniło ale w końcu udało się go znaleźć i przemarznięte, przemoczone i bardzo spóźnione wróciłyśmy do domów. Trochę oberwaliśmy po uszach ale wiedziałyśmy że gdyby Iza nie znalazła klucza miałaby większe problemy w domu niż przez spóźnienie. Zawsze gdy przychodzi taka zima jak teraz wspominam to wydarzenie i ją, naszą osiedlową świruske… i tęsknie za nią :(

  • Z moją przyjaciółką mogłyśmy rozmawiać godzinami. Najlepiej wspominam wakacyjne wyjazdy do moich dziadków na wieś. To były nieprzespane noce (rozmowy do 2-3 w nocy), a dnie bardzo intensywne. Wspólne pomaganie moim dziadkom w pracach w polu czy przy robieniu obiadu dawalo nam wiele satysfakcji, a przy okazji zawsze babcia opowiadała jakieś ciekawe historie ze swojego dzieciństwa. Więc śmiało mogę stwierdzić, że przyjaciółkę miałam nie tylko w koleżance z osiedla ale i w babci, która zawsze wysłuchała, doradziła i jeśli zaszła taka potrzeba to pocieszyła.

  • Rety… Od czego zacząć ?
    Miałam to szczęście, że wychowywałam się na wsi. Razem z moją przyjaciółką uwielbiałysmy zabawy na świeżym powietrzu. Zabawy w domek (zbierałyśmy chyba każde pudełko, stare drewniane łyżki i co tylko mogłyśmy wykorzystać w naszej kuchni), w chowanego, w policjantów i złodziei, podchody… A gry? W palanta, dwa ognie, siatkówka i wiele wiele innych.
    Najmilej jednak wspominam spanie w namiocie obok naszych domów… Długie, wieczorne rozmowy, wymykanie się na nocny spacer i szum naszej sąsiadki – rzeki Wisłok.
    Mam ogromną nadzieję, że nasze dzieci też będą mieć tak cudowne wspomnienia i tak wspaniałą osobę obok siebie, jaką ja miałam ?

  • Znaczne od tego, że my ciągle jesteśmy dobrymi przyjaciółkami już jakieś 22 lata (nie wiem, po co to obliczyłam ?) a najlepiej wspominam nasze SMS-y pod wycieraczkami ? rano pisaliśmy cale wiadomości z opisem dnia i co będziemy robić i kiedy możemy się spotkać, a o umówionej godzinie dodatkowo wyglądałyśmy przez okno, aby upewnić się, że można wychodzić (mieszkaliśmy naprzeciwko) Miałyśmy ustalone znaki np. W ułożone z rąk to znak na wyjście „już”, „W”i odliczanie na palcach 5,10,15 itd. to były minuty za ile możemy wyjść itp. A jak już wyszłyśmy to dopiero się działo?….. Jakie to były piękne czasy.

  • Hmm… Miałam przyjaciółkę w podstawówce i gdy tylko były ciepłe letnie noce rozkładalyśmy namiot w jej ogrodzie – i chyba z tymi “biwakami mam najwięcej miłych i zabawnych wspomnień ;) raz postanowiliśmy rozkładać namiot dość późno i szybko zrobiło się ciemno a rano okazało się że tropik nałożylyśmy do góry nogami – dobrze że nie padało ;) pamiętam nasze granie w Scrabble przez całą noc – a na prawdę ciężko znaleźć hasło o 4 nad ranem ;) niestety z czasem nasze drogi się rozeszły ale zawsze będę mile wspominać nasze wygłupy ;)

  • Granda u sąsiadki

    Co wspominam najlepiej? To jasne- wspólne chodzenie na “grandę” na słoneczniki sąsiadki. To był nasz sekretny rytuał, potajemnie podchody na słoneczniki (oczywiście poza lowieniem żab i sprzedawaniem zabich udek starszym kolegom, szukaniem butelek po rowach na sprzedaż żeby zarobić na wspolne lody itp.), . My- dziewczyny z poukladanych rodzin, ktorym w momencie przekraczania granicy domowego podwórka wyrastaly diabelskie rożki :)i tak aż do pamiętnego dnia, w którym jedyna krowa sąsiadki pasąca się przy slonecznikach zerwala się z łańcucha. Jakież było nasze zdziwienie gdy to rozwścieczone zwierzę leciało prosto na nas z ogonem w górze! Obydwie w nogi i pełne majtki strachu. Ucieczka w kukurydzę i modlitwy, płacze i przysięgi że nigdy więcej! To tylko cząstka wspomnień, pełnej radości, wspólnego celebrowania beztroskich chwil przy oranzadzie od miejscowej i słynnej sklepowej “Heleny”. Teraz zawsze ilekroć uda nam się spotkac staramy powracać wspomnieniami. I jest w tych wspomnieniach magia, zbudowane na solidnym fundamencie uczucia przetrwały do dziś. Dziś z łezką w oku wspomina sie beztroskę, a w codzienność staramy sie wpleść tonę wsparcia, wzajemnego zaufania, motywacji i szczyptę zapamietanego wówczas szaleństwa. I co jest w tym wszystkim fajne? Że przysięga z dzieciństwa “W zdrowiu czy w chorobie” trwa do dziś. To właśnie prawdziwa, najprawdziwsza z mozliwych relacja która jest mimo wszystko- PRZYJAŹŃ! :)

  • To co najmilej wspominam z relacji z moją przyjaciółką z czasów dzieciństwa i z wakacji z nią spędzonych podczas pobytu u babci to chwile, kiedy bawiłyśmy się w tzw. Ogrodzie. Miejscu zarośniętym rozmaitymi roślinami i drzewami z lat dwudziestych. Miejsce to stanowiło kiedyś część fabryki leków, w której wszyscy mieszkańcy tej miejscowości pracowali i stamtąd się znali. Bawiłyśmy się czasem w piknik na kocu w Ogrodzie. Kiedy to obie babcie dawały różne smakołyki m.in.naleśniki, kawałki ciasta ze śliwkami i po butelce orenżady w szklanej brązowej butelce. Udawałyśmy wtedy, że jesteśmy małymi księżniczkami. A gdy byłyśmy starsze chodziłyśmy po drzewach i zjadałyśmy papierówki prosto z nich i piłyśmy wodę prosto z pompy ulicznej niedaleko remizy strażackiej. Ze względu na to, że niedaleko znajdywała się stopniowo zamykana fabryka leków. Co jakiś czas któreś dziecko z podwórka naszych babci przynosiło od pracującego tam rodzica opakowania Vibovitów (z kończącą się datą ważności w kwadratowych białych torebkach z kolorowym napisem wielkości połowy naszych dłoni) dla wszystkich. Wyjadaliśmy je palcami lub językami na miejscu prosto z opakowania. Wtedy jakoś wszyscy byliśmy zdrowi, mimo bawienia się całymi dniami na dworze np. w gotowanie zupy z piasku mieszanego urwanym gdzieś z krzaka patyczkiem i piciem wody prosto z ulicznej pompy.
    Najmilej chyba jednak wspominam chwile, gdy Kasia zaprosiła mnie do siebie na naleśniki z cukrem i pokazała mi swoje 3 różne lalki z naturalnymi włosami, zamykanymi oczami i pomalowanymi różem policzkami, a nawet z piegami, które przypominały moje naturalne. Bawiłyśmy się wtedy w bal Kopciuszka, bo każda z tych lalek miała suknię balową.
    Historia naszej przyjaźni była dla mnie niezwykła, bo nasze Mamy chodziły razem do klasy w szkole podstawowej. Moja wyjechała do szkoły średniej, a potem za praca jeszcze dalej. Dzieliło mnie z przyjaciółką 250km i widywaliśmy się tylko w przerwach wakacyjnych i feryjnych. Razem uczyłyśmy się pływać, jeździć na łyżwach i podrywać chłopaków. Choć poznałyśmy się, gdy miałyśmy po 5 lat, a dziś mamy rocznikowo 33 to kontakt utrzymujemy do dziś.

  • Najbardziej co wspominamy z bardziej młodszych lat to droga ,skrót, przez pole ruszy, oczywiście jeździłam rowerem i zawsze sie tej drogi byłyśmy, bo uwielbialismy oglądać horrory ,więc na wyobraźnię takie pole działało, ale zawsze , ale to zawsze sie odprowadzalysmy do połowy drogi aby każda miala tyle samo do przejechania , to bylo wspaniałe bo mimio to ze sie byłyśmy , zawsze dbalysmy o to aby tej drogiej dodać ruchy hahaha, może to wina ale zdominował dziecięcą wyobraźnią nie zna granic hahaha ??

  • Tak naprawdę miałam tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę. Całą podstawówkę i gimnazjum byłyśmy nierozłączne. Cały ten okres bardzo miło wspominam. Wspólne pierwsze razy, wycieczki, wakacje, pierwsze zauroczenia, sekrety. Jak to zazwyczaj bywa nasze drogi się rozeszły. Minęło kilka długich lat.. Spotkałyśmy się przypadkiem w rodzinnej miejscowości, okazało się że mamy dzieciaki w tym samym wieku. Ja mam 3 letniego synka a ona prześliczną 2,5 letnią córeczkę. Wszystko wróciło. Nasi mężowie się polubili, dzieciaki uwielbiają się razem bawić. Teraz znów połączyła nas przyjaźń. Czasy się zmieniają ale ludzie zostają tacy sami. Mam nadzieję że teraz nasza przyjaźń i naszych dzieci przetrwa jak najdłużej.

  • Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy to…karteczki:) Jako że chodziłyśmy z przyjaciółką do różnych szkół podstawowych, to spotykałyśmy się dopiero popołudniami na wspólnej zabawie albo na zajęciach dodatkowych w Szkole Muzycznej. I właśnie w tej szkole podstawą naszej przyjaźni były karteczki;) Ponieważ nigdy nie mogłyśmy się nagadać, bo nieważne ile czasu byśmy ze sobą spędziły, to i tak nam zawsze było za mało. I wtedy na zajęciach w ruch szły karteczki:) Siedziałyśmy w jednej ławce, ale każdy szept był wyłapywany przez nauczyciela, więc trzeba było pisać. Ileż to „poważnych” rozmów miałyśmy zapisane na tych karteczkach! :) Czasami pisałyśmy normalnym językiem, czasami szyfrem, a czasami posługując się tytułami piosenek. Dodatkowo dochodziła jeszcze adrenalina czy nauczyciel kiedyś nas nie przyłapie na podsuwaniu sobie naszej korespondencji. Oczywiście musiałyśmy mieć niezłą podzielność uwagi, ponieważ trzeba było w międzyczasie odpowiadać na pytania nauczyciela i być na bieżąco z tokiem zajęć. Do dziś zachowałam cześć z tych naszych pisemnych rozmów i wracam do nich z ogromnym sentymentem:)

  • Z podobno dobrą przyjaciółką można konie kraść… po latach najmilej wspominam nasze wagary. Zdarzało się nam nie trafić do szkoły lub też urwać z kilku lekcji… Któregoś dnia aura nas mocno zawiodła, było taaak zimnooo że schronienia szukałyśmy w ciepłej katedrze oraz w poczekalni szpitala. To były nasze ostatnie wagary. Czas wagarowania się dłużył… było nudno…do szkoły głupio było nam wracać, do domu za wcześnie. Teraz obie śmiejemy się wspominając ten dzień :)

  • Oj aż łezka mi się w oku zakręciła, jak zobaczyłam temat konkursu… Moją przyjaciółkę z lat dzieciństwa wspominam wspaniale. Razem siedziałyśmy w ławce i byłyśmy nierozłączne. Po szkole odprowadzałyśmy się wzajemnie do domu po pół drogi, czasem trwało to ze dwie godzinki :) dużo czasu spędzałyśmy na świeżym powietrzu, bawiąc się w dom w pobliskim lasku obok domu. Miałyśmy tam mały stolik i dwa krzesła. Zabierałyśmy lalki i zabawkowe sprzęty kuchenne i gotowałyśmy obiad z liści i traw :) często bawiłyśmy się też w sklep znosząc z domów najrozmaitsze opakowania po skończonych już produktach spożywczych, by mieć dużo towaru w sklepie :) Jako nastolatki wspólnie przeżywałyśmy pierwsze miłości, razem zgłębiałyśmy temat makijażu malując się nawzajem..ach wyglądałyśmy komicznie :) Raz w miesiącu w sobotę jechałyśmy na zakupy “ubraniowe” do pobliskiego miasteczka. W trakcie jazdy busem zawsze miałyśmy jakieś dziwne przygody lub głupie pomysły :) to był piękny czas i bardzo żałuję, że nasza przyjaźń nie przetrwała próby czasu. Każda z nas wybrała w życiu inną drogę i niestety ta nasza wspólna się rozeszła. Choć w sercu nadal jest mi ona bliska.

  • Moją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa i po dziś dzień jest moja o dwa lata starsza siostra!
    Zawsze byłyśmy nierozłączne, ale najmilej zawsze wspominam nasze wspólne zabawy na łonie natury u babci na wsi! Często zdarzało się, że pomagałyśmy dziadkowi i babci. Zaprowadzałyśmy z dziadkiem krowy na lakę – oczywiście każda miała swoją :) Na szczęście dziadkowie mieli dwie :) zrywałyśmy koniczynę dla królików i pomagałyśmy w tłuczeniu parowanych ziemniaków dla świń. Częste wyprawy do lasu i zbieranie grzybów, a zimą zjazdy na worku na stromej polanie za domem dziadków! Byłyśmy zawsze świetnie zgrane i uwielbiałyśmy bieganie po polach, łąkach i lasach! To najmilsze i zdecydowanie najbardziej radosne wspomnienia z czasów dzieciństwa, a wszystkie je dzieliłam z moją siostrą i najlepszą przyjaciółką :)

  • Gosia - Mama przedszkolaków

    Trudno zdecydować mi się na to co faktycznie ,,pierwsze przychodzi do głowy” – jest tyle pięknych, śmiesznych, a także wzruszających wspomnień związanych z moją przyjaciółką. Każda chwila to odrębne i ważne dla mnie wspomnienia, refleksje, emocje…

    Moje relacje z przyjaciółką zaczęły się od zazdrości. Miałam wtedy ok. 9 lat. Na początku wakacji na osiedlu wprowadziła się nowa rodzina. Beata szybko nawiązała znajomości z dziećmi na podwórku. Była bardzo otwarta, odważna i przebojowa – zupełne przeciwieństwo mnie (ja zawsze byłam cicha, spokojna, nieśmiała i wstydliwa). Mimo absolutnie różnych charakterów szybko okazało się, że mamy dużo wspólnych zainteresowań! Razem zaczęłyśmy chodzić na kółko teatralne, a także na zajęcia plastyczne do osiedlowego domu kultury. Wspierałyśmy się w swoich zainteresowaniach i nawzajem się motywowałyśmy. Bardzo miło wspominam jak wspólnie uczyłyśmy się do klasówek (bawiłyśmy się w szkołę i robiłyśmy sobie nawzajem sprawdziany, dyktanda).

    I tak zaczeła się długa przyjaźń! Podczas jej trawania wspierałyśmy się w rozwijaniu zainteresowań i talentów, chorobie bliskich i śmierci dziadków, w zawodach miłosnych. Była też złość (najczęściej o błahe rzeczy), zazdrość (np. o rolę w szkolnym przedstawieniu), małe kłótnie. Razem przeżywałyśmy radości i smutki, sukcesy i porażki. Dobrze wspominam wspólne wycieczki rowerowe, pierwsze wagary, małe imprezy, wyjścia do knajpy, pierwsze prace zarobkowe (zbieranie wiśni, malin, truskawek)…

    Jednak po ukończeniu szkoły średniej Beata wyjechała za granicę. Później zmarła jej mama i przestała przyjeżdżać do naszej rodzinnej miejscowości. Na początku pisałyśmy do siebie listy pocztą tradycyjną. Później kontakt się urwał. Odnowiłyśmy go jakieś trzy lata temu za pomocą Facebooka. Bardzo zależało nam, żeby się spotkać i akurat w zeszłe wakacje przyjechała do nas na kilka dni z rodziną! Spotkałyśmy się po prawie 10 latach! To było cudowne spotkanie. Tyle miałyśmy sobie do powiedzenia i do wspominania ♥️.

    [Chciałam podpisać się po prostu Gosia, ale zauważyłam, że post komentowało dużo Małgorzat ?]

  • Wioletka i Edytka, taki duecik. Od razu na myśl przyszedł mi Nasz sekret (nie pamiętam czy komukolwiek go zdradziłyśmy ?). Mianowicie: mieszkałyśmy na osiedlu bloków, były to lata 80/90, więc często jedyną “atrakcją” w takowym miejscu był plac zabaw. A na nim: huśtawka, karuzela, piaskownica i drabinki. Drabinki były z metalowych rurek, pokryte kolorowymi farbami, a wręcz wieloma warstwami kolejnych kolorów… Część farby była złuszczona, zdrapana, przykryta kolejną partią. Kiedyś znudziło Nam się zwisanie głową w dół i zaczęłyśmy dokładniej przyglądać się drabinkom. I co odkryłyśmy na owych rurkach? Sekretne miasta! Farbiane zdrapki (nie wiem czy istnieje takie słowo, jakby co neologizm ?) przypominały panoramy miast. Widziałyśmy budynki, wieżowce, domy, parki czy ogrodzenia. Wymyśliłyśmy nazwy dla poszczególnych drabink, a nawet poszczególnych szczebelków ???? I zdradziła go…. Może mnie nie zdradzicie ? Pozdrawiam ❤️

  • Wioletka i Edytka, taki duecik. Od razu na myśl przyszedł mi Nasz sekret (nie pamiętam czy komukolwiek go zdradziłyśmy ?). Mianowicie: mieszkałyśmy na osiedlu bloków, były to lata 80/90, więc często jedyną “atrakcją” w takowym miejscu był plac zabaw. A na nim: huśtawka, karuzela, piaskownica i drabinki. Drabinki były z metalowych rurek, pokryte kolorowymi farbami, a wręcz wieloma warstwami kolejnych kolorów… Część farby była złuszczona, zdrapana, przykryta kolejną partią. Kiedyś znudziło Nam się zwisanie głową w dół i zaczęłyśmy dokładniej przyglądać się drabinkom. I co odkryłyśmy na owych rurkach? Sekretne miasta! Farbiane zdrapki (nie wiem czy istnieje takie słowo, jakby co neologizm ?) przypominały panoramy miast. Widziałyśmy budynki, wieżowce, domy, parki czy ogrodzenia. Wymyśliłyśmy nazwy dla poszczególnych drabinek, a nawet poszczególnych szczebelków ???? I zdradziłam go…. Może mnie nie wydacie ? Pozdrawiam ❤️
    PS poprawione literówki

  • Hmm najmilej wspominam ogrom pomysłów jakie nam przychodziły do głowy. Jako dziecko miałam świetnego przyjaciela Bastka. Nasi rodzice również się przyjaźnili i spotykali co najmniej co tydzień, a my zdecydowanie częściej. Nigdy się nie nudziliśmy. Czasami wystarczył nam szalik i zabawa gotowa-związywaliśmy sobie np. on swoją lewą razem z moją prawą i próbowaliśmy coraz szybciej razem chodzić:D A kiedy nasi rodzice wybrali się na jakąś potańcówkę (a byliśmy już wtedy nieco starsi choć szału nie było-wiadomo inne czasy) to wpadliśmy na super pomysł, zrobimy sobie popcorn i zobaczymy jakiś film, na ogół Bastek razem ze swoim bratem zmuszali mnie do oglądania horrorów, żeby potem mnie straszyć (nie mam im tego za złe za to z usmiechem wspominam ten czas choc tego typu filmów nienawidzę); poszukaliśmy ziarenek kukurydzy w gołębniku- bo przecież co to za różnica kukurydza to kukurydza! No i chyba jednak to nie to samo co kukurydza kupowana na popcorn w sklepie. W domu zrobiło się czarno, wszystko się spaliło a my z przerażeniem (to nie dymu i reszty żeśmy się bali, ale że ktoś odkryje co żeśmy narozrabiali) szybko wszystko czyściliśmy i wietrzyliśmy. Jej ale to były piękne czasy, pegasus, lego, podchody do późnego wieczora, mocne eskapady, nocowanie na balkonie. Bastek do dzisiaj powtarza, że to był najszczęśliwszy czas w jego życiu choć nasze drogi już dawno się rozeszły:)

  • Najlepiej wspominam wspólne zabawy z moją przyjaciółką też Kasią. Mieszkałyśmy obok siebie i codziennie ja była u niej, a ona u mnie. Nie mogłyśmy się rozstać, gdy każda już była u siebie, to ja puszczałam na sznurku krótką wiadomość tekstową (początek sms’ów :)) do przyjaciółki m.in.”kiedy jutro się spotkamy”, “co będziesz jadła na obiad”, a ona odpisywała i tak z godzinę jeszcze. Czemu krótką? Bo sznurek miał 2 metry :-D od mojego ogrodzenia do jej okna. Co przychodzi mi do głowy to jeszcze wyjazd do prezydenta. Bawiąc się na podwórku, wpadłyśmy na pomysł żeby lecieć i go odwiedzić. Podbiłyśmy bilety ( liście jesiona opieczętowane kamieniem) i “poleciałyśmy” do babci mojej sąsiadki, która odegrała prezydenta :-) Przypominają się też z uśmiechem chwile w kinie, jak na prześcieradle w domu oglądałyśmy u mnie na rzutniku “Ania” bajki z napisami, przede wszystkim naszą ulubioną “Młynek na dnie morza”. Mam ten rzutnik nadal i oglądamy nieraz rodzinką te bajki z dzieciństwa.

  • Najlepiej wspominam współpracę z moim przyjacielem, młodszym bratem. Jak w zimie chodziliśmy po zamarzniętej rzece i szukaliśmy dla siebie hokejek, aby później zagrać z kolegami na rzecznym lodowisku. Doradzaliśmy sobie, z takiego kija czy innego. Mnóstwo czasu się spędzało poza domem. Aż sobie odświeżyłem album ze zdjęciami, a tam nasze iglo :) Moje chłopaki już mają plany na taką budowlę, tyle że nie ma aż tyle śniegu. A wiosną za to budowaliśmy szałas w pobliskim lasku, zawsze mieliśmy wspólny. Jak nam starsze chłopaki zniszczyli to zbudowaliśmy sobie w sadzie domek pod drzewem (mama nie chciała się zgodzić na domek na drzewie). Też zdjęcie jest :)

  • W dzieciństwie wychowywałam się w małej wiosce. Za moich czasów była w niej tylko szóstka dzieci. Zbliżony wiekowo był tylko chłopak z sąsiedniego domu, młodszy ode mnie o rok. To on stał się moim przyjacielem na lata. Z nim najwięcej czasu spędziłam w dzieciństwie. Razem jeździliśmy rowerami do podstawówki oddalonej o 4,5 km. Nawet jak któreś z nas później zaczynało lekcje to razem wyjeżdżaliśmy. Po lekcjach czekaliśmy na siebie, żeby razem wracać.
    Latem spędzaliśmy ze sobą całe wakacje. Żadne z nas nigdzie nie wyjeżdżało. Razem chodziliśmy nad pobliski staw puszczać ,,kaczki”(ile to razy któreś z nas się skąpało ?), graliśmy w piłkę, robiliśmy rodzinne ogniska, wdrapywaliśmy się na drzewa, dokarmialiśmy zwierzęta w gospodarstwie i opiekowaliśmy się gołębiem z uszkodzonym skrzydłem, jeżem (dla którego przynosiliśmy … jabłka ?). Z mniej przyjemnych zajęć pomagaliśmy przy żniwach. Jesienią zbieraliśmy kasztany pod szkołą, chodziliśmy do lasu na grzyby. Zimą robiliśmy igloo i całą rodzinę bałwanów. Nawzajem ciągaliśmy siebie na sankach. Wylewaliśmy wodę na podwórko, żeby zrobić lodowisko (ślizgaliśmy się na butach. Łyżew w dzieciństwie nie miałam). Wiosną zawsze wyciągaliśmy siebie z domu, by cieszyć się pierwszymi promieniami słońca.
    W szkole średniej byliśmy w różnych internatach, ale co weekend się spotykaliśmy. Ja ostatecznie wyjechałam z naszej wsi, a Paweł został na gospodarce rodziców. Gdy pozakładaliśmy swoje rodziny, to najczęściej spotykamy się w sezonie letnim na wspólnie organizowanych grillach.

  • Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Agata, mieszka od 15 lat w Irlandii, ale znamy się jak “łyse konie”. Poznałyśmy się w przedszkolu, miałyśmy po 2,5 roku i łączy nas ten sam znak zodiaku. Później była ta sama podstawówka, szkoła średnia, studia, więc mamy dużo ze sobą wspólnego :-) Ciuchy kupowałyśmy takie same, zeszyty, plecaki do szkoły, długopisy, wszystko identyczne. Jak moi rodzice kupowali mi spodenki na gimnastykę w kolorze fioletowym w kolorowe kropy, to Agacie też, jak jej rodzice trafili fajne rękawiczki z księżniczkami, to też i ja takie od nich dostałam. Wszystko razem i tak samo. Najfajniejsze i wywołujące uśmiech na mojej twarzy wspomnienie, chociaż mamy ich mnóstwo, to to, że od maleńkości ustalałyśmy która z nas, w którym chłopaku się zakochuje. Ta zasada obowiązywała chłopaków w przedszkolu, szkole, na osiedlu, również jak “kochałyśmy się” w chłopakach z naszych ulubionych zespołów muzycznych. Chyba w 3 klasie podstawówki ustaliłyśmy, że ja mam zawsze zakochiwać się w brunetach, Agata w blondynach, w przeciwnym razie nasza przyjaźń się zakończy. Spisałyśmy to na piśmie i zakopałyśmy w ogródku mojej babci :-) Trzymałyśmy się tego bardzo. Na marginesie dodam, że mąż Agaty to blondyn, a mój brunet :-D, a nasza przyjaźń mimo złamanej zasady, ma się najlepiej na świecie. Kocham Cię Ty Moja Staruszko!

  • Pierwsze skojarzenie, to moment, kiedy mój bliski kolega w przedszkolu na dywanie znalazł ząb, który mi wypadł. Przyszedł do mnie i z dumą na twarzy i zębem w dłoni zapytał, czy to moja własność, bo słyszał, że mi się rusza ?

    Moi kumple z dzieciństwa byli dla mnie niezastapieni. Całymi popołudniami graliśmy w piłkę (bez względu na różnicę płci i wieku), zdarzało się nawet w ferie zimowe na nierównym boisku, z bardzo prowizorycznymi bramkami… Chodziliśmy na “dalekie” wyprawy… We wspólnym gronie nawet największe problemy wydawały się małe, bo dzielilismy je wśród kilku osób. Wiedzieliśmy o sobie WSZYSTKO i to było piękne. Mam wrażenie, ze w dorosłym życiu nigdy już nie zbuduję z nikim tego typu relacji, takiej dziecięcej, bezinteresownej i bezgranicznej.

  • Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to te “plotki” na szkolnym parapecie, gdzie z taką zaciętością, werwą i wielkim zaangażowaniem/emocjami opowiadałyśmy sobie o miniomym dniu/tygodniu i chwaliłyśmy się nowościami. Ta nutka zazdrości gdy ona pokazywała mi nowy piórnik i ta chwila triumfu gdy ja opowiadałam jej o wspaniałej babci która gdy do nas przychodzi, opowiada niesamowite historie przy kuchennym stole !
    Miałam najlepszą przyjaciółkę już w przedszkolu i nasza przyjaźń trwa wciąż. Gdy o niej pomyśle przed oczyma mam ten zimny, ledwo wiszący szkolny parapet którego “okupowałyśmy” na każdej przewie, gdzie obgadywałyśmy chłopaków i zdawałyśmy sobie recacje z życia … ahh to były piękne czasy . Marzyłyśmy wtedy by jak najszybciej skończyć szkołę, dorosnąć… tylko czy słusznie? Dziś mam wspaniałe dzieci dla których jestem przyjaciółką. Uwielbiamy wspólnie czytać książki ….

  • Co najlepiej wspominam z naszych relacji? Łzy !Tak ! Ale łzy wzruszenia! Bo on … dał mi tak wiele. Podzielił się ulubionym Misiem Tulisiem gdy ja złamałem nogę i leżałem w łóżku nieruchomo, bo on stawał w mojej obronie gdy starsi koledzy mnie popychali, bo on wspierał mnie gdy chciałem się poddać. Do dziś najmilej wspominam jegoo dobroć, zaangażowanie i bezwarunkowy szacunek – zawsze wysłychał, pocieszał, śmiał się z moich żartów, rozśmieszał, potrafił oddać mi ostatniego kęsa i być ze mną awsze gdy tego potrzebowałem! Tak bezcenna przyjaźń długo trwała… aż los nas rozdzielił, nieodwracalnie doprowdzając do tragedii… Dziś, choć nie ma go już z nami, to na twarzy maluje się uśmiech na wspomnienie naszych przygód a serce goreje miłością na wspomnienie tej błogiej przyjaźni ….

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz używać tych tagów HTML i atrybutów:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>